Sony A6000 za kołem podbiegunowym
1. Sony A6000 za kołem podbiegunowym
Może pojawić się pytanie dlaczego nie zdecydowałem się na zabranie któregoś z pełnoklatkowych modeli A7. Ich korpusy nie są może jakoś dużo większe niż A6000, ale gdy uwzględnimy już potrzebę zabrania na wyprawę ultraszerokokątnych obiektywów, waga i gabaryty całego zestawu robią się znaczące. W przypadku A6000 ten problem nie istnieje. Zarówno sam aparat, jak i obiektywy do niego dedykowane są niewielkie, przez co łatwo mieszczą się w torbie i stanowią doskonały zestaw na wyprawę. Warto przy tym wspomnieć, że swoimi możliwościami i osiągami nie ustępuje on typowym lustrzankom.
Skoro już wspomnieliśmy o obiektywach, warto napisać, które z nich zdecydowałem się wziąć na wyjazd. A ponieważ nie wyobrażam sobie wyprawy bez zabrania obiektywu ultraszerokokątnego wybór był jeden, a mianowicie Sony E 10-18 mm f/4 OSS.
Kąt widzenia w okolicach 100 stopni to coś niezbędnego na wyjeździe krajobrazowym i przy fotografowaniu zórz. Co więcej, obiektyw sam w sobie nie jest duży i wyposażono go w gwint filtrów o rozsądnej średnicy 62 mm, która nie
wydrenuje naszego portfela. W przypadku pełnej klatki średnica ta sięgałaby 77-82 mm, a to naraża nas na poważne wydatki. Biorąc pod uwagę, że zabrałem ze sobą cały szereg filtrów Hoya z serii PRO (UV, polaryzacjyjny, podczerwony i szare ND64, ND500, ND1000 i ND2000) oszczędności w wydatkach na filtry sięgają znaczącej kwoty.
Obiektywem, który zrobił na mnie największe wrażenie był drugi instrument zabrany przeze mnie na wyjazd czyli Sony Carl Zeiss Vario-Tessar T* E 16-70 mm f/4 ZA OSS.
To co mnie w nim pozytywnie zaskoczyło, to rozmiary. Ma on przecież bardzo użyteczny zakres ogniskowych, rozsądne i stałe światło f/4, stabilizację optyczną, a jednocześnie jest naprawdę niewielki i poręczny. Warto jeszcze dodać do tego solidne wykonanie i optykę sygnowaną znakiem Zeiss. To mocny argument za bezlusterkowym systemem Sony, bo w żadnym innym systemie bez lustra nie znajdziemy obiektywu oferującego podobne możliwości pod względem zakresu, światła i głębi ostrości.
Przejdźmy teraz do omówienia, jak opisany zestaw sprawił się w praktyce. Zaczniemy do zórz polarnych, bo w zasadzie to od nich rozpoczęliśmy naszą fotograficzną przygodę na Lofotach. Gdy zajechaliśmy na miejsce, niebo było już ciemne i bezchmurne, a zorze dopisały, co widać na poniższych przykładach.
Oczywiście w przypadku tego typu fotografii wolałbym dysponować światłem f/2.0 czy f/2.8 i w systemie Sony możemy sobie coś takiego sprawić. Wystarczy tutaj wspomnieć np. o ofercie producenta niezależnego i modelu Samyang 2/12, który jest oferowany na bagnecie E. Postawiłem jednak na większą uniwersalność i obecność aufofokusa, który daje mi model Sony 10-18 mm i nie zdecydowałem się na targanie kolejnego obiektywu licząc, że światło f/4 pozwoli na wykonanie satysfakcjonujących mnie ujęć.
Lofoty charakteryzują się zmienną pogodą więc nawet jednego dnia potrafi świecić słońce, a chwilę później padać deszcz. A zdjęcia trzeba robić w każdych warunkach, bo jak się już wyjechało w ciekawe miejsce, to szkoda trzymać aparat w torbie. Choć tym razem pogoda nam wyjątkowo dopisała, bo często było słonecznie i ciepło, to moim zdaniem, do klimatu Lofotów lepiej pasuje zachmurzone niebo i słabsze światło. Dlatego w takich warunkach zrobiłem sporo zdjęć, a podczas pełnego słońca zdarzało mi się fotografować rzadziej. Przykłady ujęć wykonanych w gorszych warunkach pogodowych prezentujemy poniżej.
Oczywiście podczas słonecznej aury też warto wyciągnąć aparat. Widać to było szczególnie pod koniec naszego pobytu, kiedy jesień rozbłysła pełnią swoich kolorów. Niebieskie niebo, lazurowa woda, białe chmury i kolory trawy oraz drzew zmieniające się od zieleni, poprzez żółć i czerwień do brązowego, to zawsze wdzięczny temat do pokazania na zdjęciach.
Największym atutem Lofotów są przepiękne plaże. W zasadzie każdy wieczór i zachód słońca spędzaliśmy na jednej z nich wyżywając się fotograficznie do granic możliwości. W tym przypadku warunki były obojętne - byle nie padał deszcz. A ponieważ nie mieliśmy z nim problemów, ujęć powstało sporo. Tutaj w ruch poszedł zarówno sam obiektyw z aparatem, jak i filtry i technika HDR, która pozwala zarejestrować szczegóły zarówno elementach krajobrazu jak i rozświetlonym zachodzącym słońcem niebie.
Wspominałem o zabraniu też filtra podczerwonego, nie wypada więc nie pokazać efektów jego działania. Choć przyznam się szczerze, że nie używałem go często więc ograniczę się do tylko jednego przykładu wykonanego na plaży w Unstad.
Na koniec kilka przykładów działania funkcji, którą w aparatach Sony bardzo lubię. Mowa o trybie panoramy, który jest tam rozwiązany znakomicie, przez co tego typu ujęcia robi się łatwo, szybko i przyjemnie. A że Lofoty dają w tej kwestii sporo możliwości, nie wahałem się notorycznie tej funkcji nadużywać. Kilka przykładów poniżej.
Sony reklamuje model A6000 jako pogromcę lustrzanek. W przypadku fotografii podróżniczej, gdzie waga i rozmiary mają duże znaczenie, w tym sloganie reklamowym jest sporo prawdy.
Artykuł jest sponsorowany przez firmę Sony Poland.