Lornetka Comet 6x24 „od kuchni” – czyli co poszło nie tak?
1. Wstęp, czyli lornetka i kuchnia
Nie znam się na kuchni. Nie umiem dobrze gotować i z pewnością nigdy nie będę wirtuozem patelni. Niemniej od czasu do czasu lubię zjeść dobre danie – zdrowe, przygotowane z najlepszych produktów, właściwie przyprawione i podane w sposób, który zdradza dbałość o każdy detal. Najlepiej jeszcze w odpowiednim klimacie, budowanym wystrojem i atmosferą wnętrza. Taki posiłek, choć nie tani, na długo pozostawia w pamięci dobre wspomnienia. Co to ma jednak wspólnego z tytułową lornetką Comet, która jakiś czas temu z Chin trafiła w ręce Naczelnego Lornetciarza Rzeczypospolitej, naszego redaktora naczelnego Arka Olecha?
Aby ustalić co poszło nie tak, pewnego sierpniowego dnia w Warszawie dokonałem z Arkiem przedziwnej wymiany – w zamian za taniego chińskiego Cometa, Arek otrzymał ode mnie nowiutkiego Nikona WX. Jednak z tej wymiany cieszyliśmy się obaj – każdy z nas czuł zbliżające się emocje! Kilka godzin spędzonych na obserwacjach Cometem, do tego kilka kolejnych poświęconych na szczegółowe poznanie jego anatomii pozwoliło ustalić, co i dlaczego poszło nie tak. Spostrzeżeniami tego typu warto się z Czytelnikami podzielić bo – jak się w dalszej części tekstu okaże – usunięcie niektórych niedociągnięć można wykonać we własnym zakresie. A przy okazji przybliżymy Czytelnikom budowę klasycznej lornetki porropryzmatycznej. Tym tekstem producentowi Cometa podajemy również gotowy przepis, jak skutecznie poprawić tę sympatyczną lornetkę.