Leica M EV1 w naszych rękach
1. Leica M EV1 w naszych rękach
![]() |
Tak samo jak w M11, dysponujemy sensorem o rozdzielczości 60 milionów pikseli. To układ typu BSI (back side illumination), pozbawiony filtra antyaliasingowego, o zakresie obsługiwanych czułości ISO 64–50000. Nie zabrakło też migawki elektronicznej o najkrótszym czasie naświetlania 1/16000 sekundy. Niestety przy korzystaniu z niej efekt niejednoczesnego odczytu matrycy (rolling shutter) jest łatwo dostrzegalny, podobnie zresztą jak u konkurencyjnych modeli z tym sensorem.
Jeśli chodzi kwestie związane z szybkością pracy, stoją one na analogicznym poziomie, jak w modelu M11. Producent wykorzystał procesor Maestro III zapewniający dobrą szybkość pracy aparatu. Tryb seryjny umożliwia fotografowanie w tempie 4.5 kl/s, a w buforze mieściło się 11-12 RAW-ów (14-bitowy format DNG) wykonanych przy czułości ISO 1600.
![]() |
Choć nie jest dalmierzowcem, M EV1, jak każda Leica M, wspiera jedynie manualne ustawianie ostrości. Proces ten wygląda tak, jak w praktycznie każdym innym aparacie, czyli wymaga kręcenia odpowiednim pierścieniem na obiektywie. Możemy posiłkować się dwiema funkcjami wspomagającymi ogniskowanie, tj. powiększeniem fragmentu kadru oraz focus peakingiem w czterech kolorach: czerwonym, niebieskim, zielonym i białym.
Z jednej strony focus peaking ułatwia manualne ostrzenie, z drugiej natomiast potrafi wprowadzić nieco w błąd. Nie wszystkie krawędzie, które zaznacza, będą ostre na wykonanej fotografii. Trzeba bowiem dopilnować, by w interesującym nas obszarze funkcja ta była w maksimum wskazania wybranym kolorem. Dysponując Summicron-em 2/35, przy fotografowaniu na przysłonach f/2-2.8, nie nastręczało to większych problemów. Jednak po mocniejszym przymknięciu (f/5.6-8), tych zaznaczeń jest trochę za dużo w naszej ocenie, przez co można nie trafić we właściwe położenie ogniska.
Niezbyt wygodne jest także wolne przesuwanie widoku w powiększeniu, które wymaga praktycznie wyjścia do pełnego kadru, wybrania właściwego obszaru dotykowo i ponownego powiększenia. Łatwiej zatem po prostu przekadrować ujęcie na czas ostrzenia.
![]() |
Z wyglądu M EV1 dokładnie wpisuje się w znaną od lat stylistykę Leiki. Elementy korpusu wykonano z magnezu i aluminium, a całość ma matowe wykończenie. Większość powierzchni przedniej i tylnej ścianki oraz bocznych pokryto tworzywem o chropowatej fakturze, przypominającym gumę. Jego przyczepność nie jest szczególnie wysoka, choć za nie najlepszy komfort chwytu odpowiada jednak głownie brak jakiegokolwiek gripa, co jest typową cechą aparatów Leica M.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Dzięki wysokiej rozdzielczości (2.33 miliona punktów, czyli 1080 × 720 pikseli przy proporcjach 3:2), 3-calowy ekran charakteryzuje się bardzo dobrą jakością i szczegółowością wyświetlanego obrazu. Jego powierzchnię pokryto szkłem Gorilla Glass, zapewniając tym samym odporność na uszkodzenia mechaniczne.
W związku ze skromną liczbą elementów sterujących, przydatny okaże się interfejs dotykowy. Pozwala on obsługiwać tryb odtwarzania (przeglądanie, powiększanie) oraz menu podręczne, ale głównego już nie. W trybie live view możemy wskazać palcem punkt, a otaczający go obszar zostanie powiększony po wciśnięciu odpowiedniego przycisku.
Pozytywnie oceniamy także jakość wizjera elektronicznego. Cechuje go dobra wyrazistość i szczegółowość, co zawdzięcza wysokiej rozdzielczości układu (5.76 miliona punktów). Powiększenie obrazu, choć nierekordowe (0.76x), daje w gruncie rzeczy odpowiednio wysoki komfort kadrowania. Nie zabrakło czujnika, który może automatycznie przełączać wyświetlaniem obrazu pomiędzy wizjerem a ekranem.
![]() |
Jak zwykle u Leiki, interfejs pozostaje naprawdę prosty i minimalistyczny. Menu główne to po prostu 5 ekranów zebranych opcji, przewijanych jeden po drugim. Możemy zebrać ulubione funkcje, wtedy będą one wyświetlane w pierwszej kolejności.
W live view i podczas przeglądania mamy tylko dwa warianty wyświetlania – z widocznymi parametrami lub bez. Nie widać niestety aktualnie wybranej przysłony na obiektywie.


Menu podręczne prezentuje sporo przydatnych ustawień, które możemy regulować za pomocą wybieraka lub dotykowo.

Podsumowując, zaprezentowany przez Leikę nowy model M EV1 niewątpliwie wyróżnia się na tle wcześniejszych bezlusterkowców tego systemu. Naszym zdaniem, nieobecność dalmierza to nie tylko brak systemu wspomagania ostrzenia, to także pewna zmiana podejścia firmy do tradycyjnych rozwiązań i otwarcie się na te nowe. Nie można tu jeszcze mówić o rewolucji, bowiem model M11 na pewno nie wypadnie z oferty niemieckiej marki, a M EV1 stanowi tylko jej uzupełnienie.
Podobno pojawienie się tego aparatu to odpowiedź na prośby użytkowników Leiki, chcących korzystać z dobrodziejstw wizjera elektronicznego. Czy jednak taki model jest w stanie przyciągnąć nowych klientów? Czas pokaże. Z pewnością zachętą może być nieco niższa cena – M EV1 jest bowiem tańszy o 6 000 złotych od M11 i kosztuje 35 000 zł.
Zapraszamy również do obejrzenia galerii zdjęć przykładowych, wykonanych Leiką M EV1 z podpiętym obiektywem APO-Summicron-M 35 mm f/2.0 Asph.