Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Używając M.Zuiko 12–40 mm f/2.8 ED PRO szybko przekonałem się, że w większości przypadków realizuje moje potrzeby i oczekiwania. Oczywiście pomijam sytuacje, gdy potrzebuję szerokokątny lub długoogniskowy obiektyw. Zestaw M.Zuiko PRO 7–14 mm, M.Zuiko PRO 12–40 mm, M.Zuiko PRO 40–150 mm plus ewentualnie telekonwerter 1.4x załatwia mi sprawę, jeśli chodzi o dobór optyki w zasadzie na każdym zleceniu.
Obiektyw oferuje kąt widzenia taki jak obiektyw 24–80 mm dedykowany dla aparatu małoobrazkowego. Wspominałem o tym, dlaczego porównujemy to do takiego rozmiaru matrycy i z czego to wynika w artykule o obiektywie M.Zuiko 7–14 mm f/2.8 PRO. Jasność – jak powinniśmy wiedzieć z lekcji fizyki – jest cechą stałą obiektywu, więc bez względu, czy szukamy ekwiwalentu dla FF, czy dla MF pozostaje ona f/2.8. Zatem korzystając w terenie z aparatu o matrycy 24×36 mm, aby uzyskać analogiczny obiektyw musielibyśmy sięgnąć po 24–80 mm f/2.8. Oczywiście rozmycie tła na tej samej przysłonie będzie mniejsze w przypadku Olympusa, niż w przypadku pełnoklatkowego aparatu, ale w żadnym stopniu nie przekłada się to na jasność obiektywu.
Obiektyw jest solidny, metalowy i uszczelniony. Po wzięciu go do ręki budzi zaufanie. Nie muszę martwić się o nic, gdy fotografuję w ulewie, błocie, kurzu, czy dużej wilgotności. Nie bawię się w specjalne pokrowce – po prostu używam aparatu wraz z obiektywem. Podobnie jak w przypadku M.Zuiko PRO 7–14 mm zdecydowanie lepiej pracuje się tym obiektywem z korpusami takimi jak Olympus E-M5 czy E-M1 niż z E-M10. Ten ostatni jest ciut za mały do tego obiektywu i dla wielu osób będzie dużo wygodniej korzystać z aparatu wraz z gripem. Pierścienie chodzą z bardzo przyjemnym oporem, a ich karbowane brzegi sprawiają, że chwyt jest pewny i wręcz przyklejają się do palców. Obiektyw ostrzy od około 20 centymetrów. Przycisk funkcyjny umieszczony jest tam, gdzie powinien, czyli w okolicach lewego kciuka. Operowanie nim w żaden sposób nie utrudnia obsługi obiektywu. Średnica filtra to 62 mm, a obiektyw podczas ustawiania ostrości nie kręci filtrem zapiętym do obiektywu. To ważne, bo o ile w normalnym fotografowaniu nie ma to znaczenia, to jest to irytujące, gdy korzystamy z filtra polaryzacyjnego lub połówkowego. Żeby nie popadać w pełen zachwyt – nie przepadam za dekielkiem. Z jednej strony łatwo go zdjąć, gdy mamy założonego tulipana i grubsze rękawice na dłoniach. Jest to zaleta, ale dość łatwo go uszkodzić. Swój dekielek skleiłem mocnym klejem i już podczas upadku nie rozpada się na części, co czasem się zdarzało.
Obiektyw daje ostry obraz, zarówno przy szerokim kącie, jak i na ogniskowej 40 mm. Jakość obrazu w narożnikach też jest bardzo dobra nawet przy przysłonie f/2.8. Największy spadek jakości obrazu zauważalny jest przy ogniskowej 40 mm, choć jest on i tak niewielki i pomijalny. Zdecydowanie mając potrzebę korzystania z takiej ogniskowej wolę już sięgnąć po M.Zuiko PRO 40–150 mm. Różnice w zasadzie znikają już po lekkim przymknięciu obiektywu. Przy przymknięciu do f/4.0 obraz jest w zasadzie równy w całym zakresie ogniskowych, zarówno w centrum jak i na narożach.
Aberracje chromatyczne również nie są jakimś wielkim problemem. Na upartego oczywiście możemy się ich dopatrzyć, ale nie przeszkadza to w fotografowaniu. Generalnie problem aberracji uważam za coraz mniejszy, odkąd Lightroom bardzo ładnie radzi sobie z usuwaniem tych wad optycznych. Uważam, że obiektyw jest bardzo przyzwoicie skorygowany zarówno pod względem dystorsji jak i winietowania. Choć widać, że przy f/2.8 naroża są delikatnie ciemniejsze od centrum kadru. Czasami zdarza mu się złapać jakieś flary, choć też nie jest to jakimś nagminnym problemem. Autofocus jest cichy, szybki i trafia tam gdzie trzeba. Siłą rzeczy w tym systemie nie ma też problemu z back focusem, czy front focusem. Słowem, kupuję, zapinam i działa jak powinien.
Obiektyw, mimo że nie jest obiektywem makro, daje możliwość wykonywania zdjęć z odległości około 20 cm, a skala odwzorowania pozwala na fotografowanie niewielkich detali. To też zaleta tego modelu.
Opisywany M.Zuiko daje obraz ostry, ze znikomym winietowaniem i aberracją, co powoduje, że można go traktować jako podstawowe szkło w tym systemie. Dla równowagi powiem, że po obiektyw 14–42 mm czy 12–50 mm sięgam bardzo niechętnie i tylko wtedy, gdy chcę odchudzić maksymalnie zestaw. Nie znaczy oczywiście, że są to złe obiektywy, ale przeznaczone dla innego, mniej wymagającego odbiorcy. Jak zwykle kwestia potrzeb i oczekiwań. Natomiast Olympus M.Zuiko 12–40 mm f/2.8 ED PRO jest obiektywem pozwalającym mi na zrealizowanie podczas wyjazdów większości materiału, a spadek jakości względem stałoogniskowych obiektywów jest niewielki i jest to akceptowalny koszt wygody pracy. Muszę jeszcze wspomnieć, że odkąd posiadam M.Zuiko PRO 7–14 mm i M.Zuiko PRO 40–150 mm, to głównie ich używam właśnie zapiętych na dwa korpusy, a po 12–40 mm sięgam teraz już coraz rzadziej.
Na koniec jeszcze kilka słów na temat jakości zdjęcia i tego jak ważny jest obiektyw.
Często wśród internetowych „znawców” można usłyszeć wywody o tym, jak to matryca 24×36 mm jest jedynie słusznym rozwiązaniem w fotografii. Albo o tym, że „za mała” matryca w Mikro 4/3 nie nadaje się do profesjonalnych zastosowań. Śmiem twierdzić, że ta matryca doskonale się nadaje do zastosowań nawet profesjonalnych i piszę to w oparciu o swoje doświadczenia. No, ale jeśli ktoś nie potrafi wykonać zdjęć innym aparatem niż FF, zdecydowanie Mikro 4/3 nie będzie narzędziem dla niego. Na tym polega urok dzisiejszych czasów, że możliwości wyboru mamy mnóstwo i każdy może wybrać narzędzie dla siebie. Jak każdy sprzęt także i ten, którym się posługuję, ma swe ograniczenia i słabe strony – w przypadku Mikro 4/3 na pewno będzie to obrazowanie na wysokich czułościach, a dla osób uwielbiających płytką głębię ostrości aparat FF też będzie dużo lepszym narzędziem, choć płytka głębia oczywiście też jest możliwa do uzyskania w Mikro 4/3.
Warto sobie zadać jednak pytanie, jaką część naszych zdjęć stanowią zdjęcia na czułości ISO 6400, ISO 12800 lub wyższych. W moim przypadku to margines kadrów. We wszystkich internetowych dyskusjach na temat matryc i aparatów brakuje jednak na ogół jednego podstawowego tematu – związku obiektywu i matrycy. Do czego to prowadzi? Otóż do tego, że w społeczeństwie tkwi przekonanie, że to matryca i aparat są najważniejsze. Pomijam rolę fotografa w tworzeniu obrazu, bo ta też jest dla mnie oczywista. Niestety również wymownym milczeniem pomijamy temat, jaki obiektyw do tego naszego pełnoklatkowego aparatu będziemy chcieli zapiąć, aby miało to sens.
Jakiś czas temu znajomy chciał porównać, na ile będzie widać różnicę między jego zestawem fotograficznym a moim. Nie robiliśmy studyjnego testu. W zasadzie ciężko to nazwać jakimś testem, wyszliśmy i fotografowaliśmy to samo swoimi aparatami stojąc w tym samym miejscu i pilnując, aby kadry były analogiczne. Przeszliśmy się po okolicy fotografując te same sceny obiektywem o tej samej jasności i takim samym kątem widzenia. On miał pełnoklatkowy aparat Nikon D610 z obiektywem Nikkor 24 mm f/2.8D, ja OM-D E-M5II z obiektywem 12–40 f/2.8. Wróciliśmy do domu po czym zaczęliśmy porównywać zdjęcia. Różnice między ujęciami były. Nieznaczne, ale były. Jednak to, co było zaskakujące to fakt, że zdjęcia przemawiały na korzyść mojego aparatu. Jego pełnoklatkowy zestaw dawał zdjęcia dużo mniej szczegółowe, zwłaszcza przy krawędziach niż aparat, który „pełną klatką” nie jest. W skrajnych warunkach różnica w ostrości była mocno zauważalna, i o ile trudno to nazwać przepaścią, mimo wszystko zdjęcia mniej ostre pochodziły z zestawu o większej, pełnoklatkowej matrycy, który dla wielu jest uważany za „jedyny słuszny” i niedościgniony model aparatu. Ciężko mi powiedzieć, co wychodzi z porównywania wykresów i tabelek, natomiast jestem w stanie stwierdzić, jak to wygląda podczas fotografowania. Winietowanie, aberracje i ostrość zdecydowanie gorsze były w zestawie pełnoklatkowym.
Przytaczając tę historię daleki jestem od wdawania się w wojenki między wyższością Świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy, czy wyższości FF nad APS-C lub Mikro 4/3, albo odwrotnie. To zostawiam wszystkim tym, którzy się w tym lubują. Jedyne, na co chce zwrócić uwagę, to fakt, że różnice te nawet jeśli są, to są pomijalne i przy obecnym stopniu zaawansowania sprzętu mają dość znikome znaczenie zarówno w przypadku druku zdjęć na dużych powiększeniach, jak i w magazynach drukowanych. Drugie spostrzeżenie, i chyba najważniejsze, że analiza samych możliwości matrycy w oderwaniu od optyki ma umiarkowany sens, bo kilkaset wykonanych zdjęć pokazywało, że aparat o mniejszej matrycy, ale z lepszym obiektywem, jest w stanie pokazać pazur i swoją przewagę nad aparatem pełnoklatkowym. To jeden z powodów, dla których obiektyw jest tak ważny i dla których cenię sobie optykę Zuiko. Zdecydowanie wolę mieć aparat z mniejszą matrycą, za to szczegółowym obrazem w narożach kadru, niż pełnoklatkowy pokazujący liście drzew jako rozmytą plamę. Wydawać by się mogło, że to oczywiste i nie ma w tym nic odkrywczego. Rozejrzyjcie się jednak wśród swych znajomych – jak wielu z nich inwestuje w pełnoklatkowe aparaty, a potem i tak „psuje” obraz obiektywem zapiętym do tego korpusu. Jaki to ma sens oprócz pogoni za Świętym Graalem?
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.