Jak opublikowałem zdjęcie w dużym fińskim dzienniku?
3. Wyprawa do Finlandii
Ponieważ nie było środków na to, aby kupić bilety lotnicze do Helsinek, zdecydowaliśmy się pokonać tę trasę pociągiem, wykonując najpierw prawie 20-godzinną podróż do ówczesnego Leningradu, a potem udając się w 6-godzinną drogę, także pociągiem, tym razem do stolicy Finlandii. Potem czekała nas już tylko krótka 40-kilometrowa przejażdżka autobusem z Helsinek do miejscowości Järvenpää. Około trzech kilometrów od jej centrum, nad brzegiem jeziora, znajdował się piękny, drewniany dom, który Finowie wynajęli na miejsce naszego zakwaterowania.
![]() Dom nad jeziorem obok miejscowości Järvenpää – miejsce naszego zakwaterowania. |
Jakby tego było mało, byliśmy na tyle szaleni, żeby zabrać ze sobą teleskop. Dzisiaj ten pomysł nie wydaje się tak karkołomny. Na rynku są przecież dostępne małe, światłosilne, a przez to krótkie i lekkie, refraktory o obiektywach klasy 60–80 mm, które na dodatek mają obudowy wykonane z włókna węglowego. Do tego można dołączyć poręczną głowicę olejową 2D oraz także węglowy, składany statyw i wszystko to zmieści się nam w małym plecaku.
![]() Reklama firmy Carl Zeiss Jena prezentująca refraktory Telementor i Telemator. |
Cała podróż do Finlandii, choć trwała prawie dobę, przebiegła bez specjalnych problemów i 18 lipca, późnym wieczorem, zmęczeni i szczęśliwi zasiedliśmy do wspólnej kolacji z naszymi fińskimi gospodarzami.
Przez pierwsze dni naszego pobytu pogoda była fatalna. Nie liczyliśmy jednak na nic innego, bo według oficjalnych prognoz, szanse na całkowicie czyste niebo, o tej porze roku, w okolicy Helsinek, wynoszą tylko 13%. Do godziny 17 dnia 21 lipca niebo było całkowicie zachmurzone i padał deszcz. Potem stał się cud. Chmury się rozeszły, a prognozy na kolejny ranek, podczas którego miało wystąpić zaćmienie, były bardzo optymistyczne!
Finlandia w okolicy Helsinek jest w zasadzie płaska jak stół, więc nasi gospodarze podjęli decyzję, że obserwacji dokonamy z miejsca o nazwie Keinukallio – sztucznie usypanego wzniesienia, jedynego w promieniu kilkunastu kilometrów od nas. Było to o tyle ważne, że zaćmienie częściowe rozpoczynało się jeszcze w czasie, gdy Słońce było pod horyzontem, a faza całkowita miała wydarzyć się o godzinie 4:52 i w tym momencie nasza dzienna gwiazda miała znajdować się tylko 1.5 stopnia nad horyzontem.
Oczekując, że znacznie więcej osób wpadnie na taki sam pomysł jak my, zdecydowaliśmy się pojechać na wybrane wzniesienie już około północy i zająć najlepsze miejsca do obserwacji. Okazało się to trochę na wyrost, bo przez pierwsze 3–4 godziny byliśmy tam zupełnie sami i solidnie zmarzliśmy – noc, choć pogodna, była chłodna. Inni obserwatorzy zaczęli pojawiać się tam dopiero około 3–4 nad ranem.
Około godziny 5 nad ranem okazało się, że mieliśmy nieszczęście w szczęściu. Dzień 22 lipca okazał się najbardziej pogodnym dniem całego naszego pobytu. Tego ranka niebo było prawie całkowicie bezchmurne, ale wszystko rozbiło się o owo „prawie”. Dokładnie nad północno-wschodnim horyzontem, czyli tam gdzie wschodziło Słońce, do wysokości niespełna pięciu stopni, rozpościerała się pokrywa odległych chmur, która niestety uniemożliwiła nam podziwianie fazy całkowitej. Słońce, już w fazie częściowej, zaczęło wyłaniać się znad niej dopiero o 5:03 czyli 11 minut po końcu fazy całkowitej i dopiero wtedy udało mi się wykonać pierwsze zdjęcia.
Fotografowałem do samego końca fazy częściowej, już bez żadnych przeszkód związanych z zachmurzeniem i w sumie wykonałem 34 zdjęcia zaćmienia.
![]() Autor artykułu w Järvenpää. Lipiec 1990 r. |