Warsztaty fotografii ślubnej w Warszawie
Weź udział razem z firmą Fotoforma – oficjalnym prodealerem Canona – w jednodniowych warsztatach Fotografii Ślubnej. Ich kolejna odsłona odbędzie się 21 stycznia (wtorek) w warszawskim studio Huśtawka. Szkolenia poprowadzi doświadczony fotograf ślubnych, działający na warszawskim rynku, Krzysztof Krasnodębski.
Ogłoszenie
![]() |
Jak wyróżnić się na tle konkurencji, jak zadbać o swój marketing a także jak podnieść swój warsztat – o tym wszystkim będą traktować warsztaty fotograficzne realizowane przez Fotoformę w drugiej połowie stycznia. Organizator chce w jak największym stopniu dotknąć różnych zagadnień, mających na celu w maksymalnym stopniu zwiększyć konkurencyjność fotografa na wymagającym rynku ślubnym. – Nasze warsztaty podzielone są na dwie części. Podczas zajęć praktycznych będziemy pokazywali jak fotografować modelkę, pokażemy najczęściej popełniane błędy i zaprezentujemy kilka ciekawych uniwersalnych rozwiązań. Część teoretyczną poświęcimy na omówieniu sprzętu, programów komputerowych a także kwestii związanych z marketingiem i organizacją pracy fotografa. Te ostatnie tematy są niemniej ważne niż sam warsztat – mówi Rafał Pacuła, przedstawiciel Fotoformy.
Warsztaty Ślubne poprowadzi Krzysztof Krasnodębski. To uznany w Warszawie fotograf, mający na swoim koncie dziesiątki zrealizowanych sesji ślubnych. Na co dzień prowadzi Studio Huśtawka oraz Agencję Fotografii Ślubnej. Fotoforma, jako oficjalny prodealer Canona zadba o najwyższej jakości sprzęt. Do dyspozycji uczestników będą najnowsze obiektywy oraz najlepsze body – wśród nich 7D, 5D mark III czy 1Dx. Na warsztatach będzie można więc do woli próbować możliwości sprzętu.
Koszt warsztatów to jedyne 300 zł. Obejmuje całodniowy udział w warsztatach (od 10 do 18). Proces zgłoszeń odbywa się poprzez kontakt mailowy z organizotorem. Zgłoszenia zawierające: imię, nazwisko, dane kontaktowe, specyfikację sprzętu, który zostanie zabrany na warsztaty, należy przesyłać do 15 stycznia na adres warsztaty@fotoforma.pl. Organizatorzy przewidują ograniczoną liczbę miejsc.
Jak wyglądają warsztaty ślubne Fotoformy możecie zobaczyć tutaj.
STUDIO HUŚTAWKA, ul. Jana Kazimierza 35/37 lok. 327
Główne bloki tematyczne
- CZĘŚĆ PRAKTYCZNA – praca z modelami
- CZĘŚĆ TEORETYCZNA:
-
Wprowadzenie:
- Wybór i omówienie sprzętu
- Wprowadzenie do parametrów ekspozycji
- Światowe trendy w fotografii ślubnej
- Sprzęt, backupy, ubezpieczenie
- Selekcja – metodologia i oprogramowanie
- Obróbka zdjęć
- Produkt końcowy
- Budowanie oferty
- Skąd pozyskać klientów
- Jak się wyróżnić
- Zajęcia praktyczne z modelami
Komentarz można dodać po zalogowaniu.
Zaloguj się. Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta zarejestruj się.
Same warsztaty. Same warsztaty. Może niech Ci panowie zarabiają swoja pracą a nie sprzedawaniem tajników swojego mistrzostwa. Brakuje do pierwszego? ))
Jeszcze 10 lat temu na fotografii ślubnej można było zarobić. Dziś przybyło kilkaset tysięcy fotografów ślubnych. Konkurencja jest na tyle silna że brakuje zleceń co przekłada się na rachunek ekonomiczny.
Tych co lecą pod kreską można spotkać w soboty pod kościołami. Sprzęt mają tylko musza złapać kogoś kto zdecyduje się na zdjęcia. Dziś nie tylko wujek z rodziny ma aparat. Aparat ma prawie każdy wiec nie powinniśmy się dziwić ze nawet znany fotograf zaczyna szkolić innych
Od szkolenia nikt nie zacznie robić lepszy fot. Gość pokarze swoją pracę, zgarnie 6 klocka za 20 osób i tak nagle uczniom nie wskoczy mega skill techniczny i kreatywny. Dobry interes i tyle.
lordkain
Dobry interes jak złapie frajerów. A po wypowiedziach na temat kilku warsztatów, widzę, że tutaj takich nie brakuje ))
Róbcie zdjęcia po swojemu. Po co wam takie kursy? Magia nazwiska lub sama nazwa warsztaty robi z was bezwolnych naśladowców. Ja mam swoją wizję foto i sobie to robię. Bo to mnie cieszy. Nie powielam schematów mistrzów. Ilu ludzi tyle pomysłów na zdjęcie. Po co wciskać się w jakieś głupkowate kanony? Każdy z was chce zostać artystą? Niestety . Nie każdy ma talent. Tak jak w muzyce, sporcie itp. To tyle. A teraz czekam na nagonkę ))
Szanowni koledzy coś tutaj o wizjach, schematach mistrzów... A tu o warsztat chodzi. Kotleciarstwo to wymagający rodzaj reporterki i szkolenie nie zaszkodzi, ani podpatrzenie przy pracy zawodowca. A same warsztaty, cóż, jest popyt, to jest i podaż.
Obejrzałem materiał z załączonego linku. Hm. Szkoda mi tych kursantów. O mało nie wyłamali sobie palców z nerwów )) I za to, żeby trzasnąć parę fotek modelce w bieli bulić trzy stówy? Śmieszy mnie to.
komor
Kotleciarstwo to wymagający rodzaj reporterki i szkolenie nie zaszkodzi
Ja zapraszam na kurs do mojej żony. Pokaże wam jak robić kotlety )) Niedrogo. 100 zł za 3 godz. W tym konsumpcja kotleta i napitek ))
bzdunek + klakierzy, nie pasuje, przejdź obojętnie. WOLNA WOLA. Nie wyżywaj od frajerów tych którzy mają ochotę się wybrać. Nie dla psa kiełbasa - jest takie powiedzenie.
ps.
Pokażcie swoje wypociny. Może się pośmiejemy.
espresso
Pokaż swoje. Może się pośmiejemy a może zobaczymy geniusza.
Tylko nie wiem jak można kogoś nazwać geniuszem w foto. W sporcie. Owszem. Bo jeśli ktoś przebiega setkę poniżej 9,70 to geniusz. To jest wymierny wynik. A tutaj? Dla jednego będziesz geniuszem dla innego gniotem
czego można się nauczyć trzaskając foty modelce między ramionami innych... jedyna fajna kwestia to sprzęt canona, jeśli kogoś interesuje, żeby sie dłużej pobawić... za kilkadziesiąt złotych, jeśli ktoś nie ma własnego, można wynająć studio i samodzielnie "popróbować" choćby z koleżanką na początek...
nie rozumiem, dlaczego początkujący w "zawodzie" nie mają wiary we własne umiejętności.
ps. podejrzewam, że więcej problemu sprawi fotografia w ciemnym kościele, gdy nie ma od czego odbić światła, czy też sesja plenerowa, jeśli ktoś nie ma dość luzu na początku...
Czy ktoś z tu krytykujących był na jakichkolwiek warsztatach w ogóle, a w szczególności na tych organizowanych przez Fotoformę? Pytam, ponieważ mam wrażenie, że nie. Ja akurat uczestniczyłem kiedyś w trzydniowych warsztatach Fotoformy i gdyby nie nieodpowiednia dla mnie lokalizacja obecnych, na pewno skorzystałbym z oferty. Tyle.
abes warsztaty bywają ciekawe i pomocne, nikt nie przeczy, ale na prawdę uważasz, że systematyczne uczęszczanie zastąpi własną pracę, własne wielogodzinne ćwiczenia i pracę nad słabościami?
@ bzdunek: " Same warsztaty. Same warsztaty. Może niech Ci panowie zarabiają swoja pracą a nie sprzedawaniem tajników swojego mistrzostwa. Brakuje do pierwszego? )) "
Czy fakt, że (być może) znajdą się chętni do udziału w tego rodzaju warsztatach stanowi dla Ciebie jakiś problem?
"Tylko nie wiem jak można kogoś nazwać geniuszem w foto."
Trzeba przyznać, że jesteś "geniuszem" wśród komentujących informacje zamieszczane w tym portalu :)))
@ r_a_v_e_n: "... ale na prawdę uważasz, że systematyczne uczęszczanie zastąpi własną pracę, własne wielogodzinne ćwiczenia i pracę nad słabościami? "
A kto twierdzi, że zastąpi?
Z_photo
Czy fakt, że (być może) znajdą się chętni do udziału w tego rodzaju warsztatach stanowi dla Ciebie jakiś problem?
Dla mnie to nie jest problem. Problem jest dla uczestników.
Trzeba przyznać, że jesteś "geniuszem" wśród komentujących informacje zamieszczane w tym portalu :)))
Rozśmieszyłeś mnie tym wpisem. Dzięki ))
Z_photo odniosłem sie jedynie do wypowiedzi... czytaj proszę całość
"Ja akurat uczestniczyłem kiedyś w trzydniowych warsztatach Fotoformy i gdyby nie nieodpowiednia dla mnie lokalizacja obecnych, na pewno skorzystałbym z oferty"
nie mogę zrozumieć, choć być może jestem w błędzie, co mogą dać systematyczne lub choćby dwukrotne warsztaty...
r_a_v_e_n
nie mogę zrozumieć, choć być może jestem w błędzie, co mogą dać systematyczne lub choćby dwukrotne warsztaty...
A ja rozumiem. Drenują portfel i nic więcej ))
Proszę o zablokowanie użytkownika pt. "bzdunek" tudzież wykasowanie jego nomen omen bzdunkowatych komentarzy, które to bez większego sensu i składu ale za to całymi stadami wkleja pod każdym możliwym tematem.
@abes
Byłem kiedyś na trzytygodniowych warsztatach organizowanych przez jedną z "Akademii" fotograficznych.
Co do Fotoformy nie mogę się wypowiadać, ale tamto to był zwykły biznes i nic poza tym.
Zaoszczędzone pieniądze chyba lepiej wydać na dobry poradnik lub dołożyć do puli na sprzęt fotograficzny, a w ramach praktyki zaoferować komuś darmową sesję dla doskonalenia własnego warsztatu.
Do optycznych.pl - czy możecie wzorem innych portali usuwać chamskie i obraźliwe wpisy! Bardzo o to proszę! Niesmak to dużo za mało nas to, co zaczyna się tu wyprawiać! Z fajnego portalu pasjonatów fotografii robi się typowa gówniarska pyskówka nie na temat! (sorry)
Josef Maas
a o jakiej pyskowce piszesz, mi sie bardzo milo i lekko pisalo do kolegi o ps bzdunek.
Mialem z tym kolesiem na pienku i doczekalem sie odpowiedniego czsu i tylko tyle.
Ty jeszcze pyskowki nie widziales :)
Co do tematu to jezeli ktos bedzie mial potrzebe to zapisze sie na kurs. To nie jest powod zeby komys przyganiac. Co to kogo w koncu obchodzi na co wydaje swoje pieniadze.
Proszę nie róbcie onetu z tego poważnego i szlachetnego portalu.
Myślę, że problem edukacji fotograficznej jest i to generalnie nie dotyczy tylko jakiegoś określonego rodzaju, ale oceniłbym, że stan wiedzy na przestrzeni powiedzmy ostatnich 20 bardzo się obniżył. Poleciał poziom wydawanych książek. Większość z nich jest luźnymi opowieściami "jak zrobiłem to zdjęcie i dlaczego jest genialne". Prawdę powiedziawszy często zdjęcia są mocno przeciętne i często zdarza się, że autorzy nie wiedzą, jeśli coś zagrało to dlaczego. Książki nie uczą celowego działania. Uczestniczyłem w warsztatach w których dobra była modelka niezłym (albo nawet świetnym) był prowadzący. Co robił sformułowałem sobie po. Mówił że telewizorek a ja sobie przełożyłem na "Złamanie konturu plamą modelki". Sorry za bełkot, ale to zabieg często stosowany przy malowaniu laurek np serce przecięte wiązką kwiatów. Mogę powiedzieć, że dużo dają mi rozmowy i jeszcze więcej ogladanie przy nich zdjęć. Np mój kumpel zrobił wyprawę "śladami Atgeta". Przynajmniej zapamiętałem że był taki (Atget) i jakie zdjęcia zrobił. Niezły jest blog Iczek fotopropaganda. A fotopolis moim zdaniem głównie się kreuje. No i to jest coś, co chciałbym usłyszeć, albo przeczytać: tam masz informacje. A jeszcze gdzie indziej zawracają gitarę.
Jeśli chodzi o fotografię ślubną, to moim zdaniem to dział fotografii imprezowej. Niestety bez możliwości indywidualnego podejścia, bo rodzina, zwłaszcza panna młoda ma bardzo określone pomysły. To raz. Dwa, owszem mam pewne obserwacje do do warsztatu naszych ślubniaków "wogóle". Po lekturze książki Joe MCNally zwróciłem uwagę, że w naszych kursach nie mówi się o tym, że komercjalna fotografia opiera się na zorganizowaniu sobie światła. Taka jest moja obserwacja, że nasi organizatorzy kursów w ogóle o tym nie mówią. Obserwowałem raz pana ćwiczącego strobing na Ostrowiu. Konkluzja jest taka, że chyba temat światła na planie leży i kwiczy. Moim zdaniem (byliśmy z kumplem bezczelni i poprosiliśmy pana o pokazanie, co mu wyszło) strobing raczej popsuł poprzez zmieszanie źródeł światła o różnej temperaturze barwowej. Raczej było tak, że posiadany sprzęt narzucił efekty. To było "wyszło, co wyszło". Wniosek jest taki, że spodziewam się, że warsztatu nie ma. Na warsztatach jest opowiadanie że ja tak robię i tak musi być dobrze. A tak na marginesie, pstrykałem kiedyś w operze i pan od światła się ze mną umówił "pan mi mówi co pan robisz, a ja oświetlam". Wyglądał na elektryka po zawodówce, a faktycznie zrobił za mnie całą sesję. Poterminowałbym u niego.
Kiedys na optyczne.pl byl taki koles o nicku "Remedy". Starsi uzytkownicy pamietaja. Moze to bzdunek???
"Podczas zajęć praktycznych będziemy pokazywali jak fotografować modelkę"
Zaskakuje mnie forma tych warsztatów, z mojego punktu widzenia fotografia ślubna to reportaż a tutaj mamy modelkę w studio.
@ bzdunek: "Dla mnie to nie jest problem. Problem jest dla uczestników."
Jesteś w stanie stwierdzić, iż uczestnictwo w warsztatach stanowi problem dla uczestników?
Może jednak to oni są uprawnieni do takich osądów, a nie Ty - samozwańczo kreujący się na ich "ambasadora"?
"Drenują portfel i nic więcej ))"
I to Cię tak martwi, bo zostałeś ustanowiony pełnomocnikiem uczestników w sprawach finansowych?
Zerkanie do czyichś portfeli zbyt eleganckie nie jest.
W fotografii ślubnej z tego co widzę , największą trudnością jest balans między tym co jeszcze dobre, a tym co kiczowate.A granica jest tu wyjątkowo cienka.
Drugi problem to gusta a raczej guściki klientów.
A ja przeskoczyłem część dyskusji bo mam awersję do agresji, ale podzielę się swoim poglądem w sprawie:
Na warsztaty nie chodzę, bo wolę wydać kasę na sprzęt. W międzyczasie "ratuję się" youtube, który pełen jest materiałów wszelakich, od kiczowatych po mistrzowskie. W przeciwieństwie także do naszych lokalnych mistrzów, na zachodzie jest większa otwartość do początkujących, i nierzadko można kilka zdań zamienić z kimś ze światowej czołówki. Dzięki temu, wydaje mi się, że szybko wchłonąłem podstawy.
A u nas? U nas nie gada się z "teoretykami"! Do póki nie wydam 50 kilozyla na sprzęt, w zasadzie nie mam prawa uczestniczyć w dyskusji. Dowód na to stwierdzenie znajduje się w prawie każdej dyskusji na optycznych.
Oglądanie cudzych prac nie jest marnowaniem czasu ani nie prowadzi do naśladownictwa. Moim zdaniem wręcz przeciwnie, poszerza ono moje horyzonty, pomaga odnaleźć własny styl. To, że coś oglądamy nie oznacza, że automatycznie zaczniemy to kopiować. Patrząc na cudze zdjęcie oceniamy je pod kątem tego co sami lubimy, i podpatrujemy jak autorowi udało się to, co nam się nie udaje. Czasy pionierów fotografii minęły, teraz korzystajmy z ich doświadczenia ;-)
Na koniec, troszkę więcej szacunku dla siebie na wzajem panowie. Po drugiej stronie też jest człowiek!
Przyjaciele moi, każda forma poznawania, odkrywania, zgłębiania tematu jest dobra. Nie lekceważę ani książek, ani youtube'a, ani warsztatów. Mam na mojej półce "Profesjonalną fotografię ślubną" G. Płaczka (tylko nie dyskutujmy o tym, czy to dobra pozycja, czy nie). Często szperam w sieci w poszukiwaniu inspiracji i wiedzy. Korzystam też z warsztatów (gdy mogę), ponieważ nie zjadłem jeszcze wszystkich rozumów i muszę jeszcze się wiele nauczyć. To ja. A Wy? - każdy ma swój rozum i wolną wolę :)
Arek zajrzyj na portal Elektroda. Gdybys zstosowal ostre rygory tam panujace, mialbys spokoj. Ja bym juz dawno wylecial ale Bzdunek by anihilowal z grzmotem slyszalnym w najodleglejszych galaktykach.
Panowie olać typa,nie ma co się zniżać do jego poziomu
Największym problemem fotografów ślubnych są klienci - jest coraz mniej ślubów.
z komentarzy robi się powoli piaskownica... żadnych zasad, żadnej kultury... ważniejsza robi się ilość i ruch na stronie niż temtyka
@abes,
Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś, nie muszę się więc powtarzać. W warsztatach nigdy nie brałem udziału, bo z natury jestem samoukiem, ale nie mam nic przeciw nim. Są ludzie, którzy robią szybsze i efektywniejsze postępy gdy ktoś im pokaże, szczególnie gdy jest to osoba z autorytetem. W swej autoedukacji wspomagałem się oczywiście literaturą, do której mam większe zaufanie niż do inernetu, pełnego różnych śmieci, zarówno w postaci tekstów jak i obrazów. Jako samouk wypracowałem własne narzędzia w formie testów porównawczych. Teraz już rzadziej je stosuję, ale jak mam problem typu czy 3 filtry na kupę da jeszcze rady czy nie, z łatwością uzyskuję jednoznaczną odpowiedź. Dużo mnie nauczył TS-E 24. W początkowym okresie wpadłem w czarną rozpacz nie mogąc usunąć jego wad optycznych, ale stopniowo zrozumiałem, że żyłowanie rozdzielczości obrazu kosztem innych cech jest błędem, drogą donikąd.
Mało się tu pisze o karierze fotograficznej, bo profil portalu jest inny, ale jest to ciekawe zagadnienie. Moja przypomina wykres MTF50: minąłem już punkt kulminacyjny i jestem gdzieś w okolicach f/11, wchodząc w zakres dyfrakcji. To dobra paralela, lepsza niż nasycenie logarytmiczne...
Mz nie ma problemu z kol. Bzdunkiem, natomiast jest z jego adwersarzami. Nie reagują oni na dobre rady gdyż uwielbiają dokopać, dopiec do żywego. Akurat @bzdunek zrobił z siebie chłopca do bicia, ale to jego sprawa. Teraz jakby chciał skorzystać z prawa do konstruktywnej wypowiedzi, musiałby zmienić pseudonim. Niech to będzie przestroga dla innych.
Inny kolega wybrał sobie pseudo @TomcioPaluszek. Sympatyczny gość, ale jak obrośnie w piórka też będzie musiał zmienić pseudo na adekwatne. Dlatego zanim się wybierze pdeudo dobrze jest się zastanowić, żeby starczyło na jedną tożsamość. Jest tu parę osób o podwójnej lub więcej tożsamości. Nie dyskutuję z nimi, bo nie lubię jak mi się obraz rozdwaja, jak temu motorniczemu co miasta Łodzi pochodzi.
Starsi bywalcy Optycznych pamiętają psychola @Remedy. Jego trzeba było amputować, bez dwóch zdań.
Rynek usług w fotografii ślubnej został ostatnio kompletnie rozwalony, zadziało się tak z kilku powodów. Pierwszym jest gigantyczny wysyp usługodawców. W moim mieście, przez ostatnich kilka lat, Powiatowy Urząd Pracy rozdał masę pieniędzy na założenie własnego biznesu fotograficznego, czego efektem jest pojawienie się dużej ilości komercyjnych zestawów - "fotoprofiświeżynka" + Canon 5DMkII + 24-70 + 70-200. Druga sprawa to obniżenie cen i dostępności do niezłego sprzętu amatorskiego. To z kolei spowodowało, że cała masa rodzinnych "wujków" oferuje przyjazną pomoc młodej parze w uwiecznieniu tak zacnego wydarzenia. Ostatnim ale wg mnie najważniejszym elementem dotyczącym z resztą całej sfery usług fotograficznych jest kompletny brak edukacji wizualnej w społeczeństwie. Niestety, Polacy są zupełnie ślepi i głusi, nie mają najmniejszego pojęcia o estetyce obrazu. Bo i skąd? Szkoła zajmuje się w większości przekazywaniem idiotycznej i nikomu niepotrzebnej wiedzy a sztuki wizualne i muzyka są schowane gdzieś głęboko do kąta. Efektem powyższego jest sytuacja, w której nasz potencjalny klient nie ma zielonego pojęcia czego może i powinien oczekiwać, co jest dobre a co nadaje się do kosza. Głównym parametrem usługi staje się cena a jej jakość w większości przypadków jest godna pożałowania. Oferujący swoje fotografie nie mają zbyt wielkiego pojęcia o kreowaniu światła, o panowaniu nad balansem bieli, o kontroli głębi ostrości, nie mówiąc o jakimś większym wyobrażeniu po co się kadruje i czym jest kompozycja obrazu.
Dla mnie każda próba podniesienia kompetencji zarówno wśród fotografów jak i rynkowych odbiorców jest godna pochwały i będę ją popierał, każdemu z nas się to opłaci. Oczywiście pozostaje pytanie co dostajemy za określoną cenę i czy ta relacja ma jakiś sens. W przypadku opisywanych powyżej warsztatów nie wydaje mi się żeby ta kwota była zbyt wygórowana.
A do kolegi prowadzącego Arka, którego szanuję, mam wniosek żeby banował opinie dyskutantów na poziomie pierwszej klasy gimnazjum, bo fajne często dyskusje na tym forum zmienią się w powszechne w polskim necie ujadanie obszczymurów.
KULTURA - niech kazdy pisze swoja opinie
-----------------------------
ale nie wolno pisac brzydko , szydzaco o innych
np. tak mysle , wole to i to ,,, a ktos moze miec inne zdanie i pisze swoje bez wysmiewania krytyki innych
Kursy fajne i przyjemne sa chetni to niech beda takie kursy . Sam chetnie bym poszedl.
Ja mam swoje 3 grosze na temat rynku fotografii ślubnej, chodzi mi mianowicie o cenę owej usługi. Oscyluje ona w okolicach 3000zł, nie wiem jak w różnych rejonach Polski, ale tu gdzie mieszkam bez 2500zł nawet nie pytaj o fotografa na ślub, a bogato tutaj nie ma.
Jakiś czas temu trafiłem na arcyciekawe i niebywale elokwentne wyjaśnienie, że jest to minimalna realna cena, aby w sezonie ślubnym fotograf mógł wyjść na swoje. Niestety, to zestawianie kosztów uwzględniało, że owy fotograf w ciągu roku będzie pracował jedynie jakieś 20 dni, i właśnie wtedy musi zarobić i na sprzęt i na chleb. Fajnie!!! To ja też tak chcę!!! Bo obecnie pracuję ponad 200 dni w roku i nie zarabiam tyle co on w te 20. I to jest właśnie odpowiedź, skąd taki wysyp chętnych aby uszczknąć coś dla siebie z tego tortu. Jest to również powód, dla którego młode pary szukają alternatyw do profesjonalnego reportażu.
Ostatnio znajmy w ogóle rozbił ten biznes, i na ślubie fotografa nie było wcale, a on wraz z małżonką, zebrali najfajniejsze foty od gości, te robione głównie telefonami, i z tego złożyli sobie album i są niebywale szczęśliwi! Jeśli taka moda się rozwinie, to reportaż ślubny per se przestanie istnieć.
Co do estetyki obrazu zgadzam się całkowicie. Gdy przeciętny "Kowalski" ogląda zdjęcia ślubne z małą GO narzeka, że są nienaturalnie wyedytowane w photoshopie, bo jak on cyknie komóreczką, to będzie widać i parę młodą i wszystkich gości aż do setnego rzędu :-P Niestety, ale teraz klientami takich sesji stają się ludzie w pełni wychowani na MTV, gdzie na pierwszym, drugim oraz trzecim planie jest tyłek w stringach. Ciężko wymagać, żeby mieli oni jakiekolwiek poczucie estetyki, bo gdzie mieli się go nauczyć? Jeśli dodać do tego zaporową cenę za usługę wyższą niż przeciętny miesięczny zarobek (tu gdzie mieszkam), to nic dziwnego, że pod kościołami stoją panowie ze sprzętem i polują na klienta, a zdjęcia robią wujkowie albo początkujący.
Po mojemu zjawiska rozwalenia rynku fotografów ślubnych prawie nie było. Była krótko trwająca bonanza dla grupy ludzi którzy wypadli z fotografii prasowej z niezłym sprzętem. Wcześniej śluby obsługiwali rzemieślnicy sprzętem analogowym z rzemieślniczym zacięciem, Przynajmniej nie przepalali zdjęć. Ci ludzie są już na emeryturach. Poziom mogłem sobie doświadczyć na zdjęciach ze ślubu mojego kumpla, niestety "organizatora życia fotograficznego" i fotografa. No więc stosowaliśmy po otrzymaniu jpg-ów od pani fotograf ślubnej różne magiczne zabiegi. Aliści biel była rzeczywiście bezszczególówa. Rawów nie udało się dostać, ale sądząc po skali zniszczeń, niewiele się by dało zrobić. Nie mam pojęcia, jak to się udało z takim profi sprzętem. Owszem, Metz mi takie robił, bo się regulował w dół o tylko 3 EV , ale patrzyłem na wyświetlacz, kląłem i zasłaniałem lampę papierkiem. Kumpel zrezygnował z awantury, bo właśnie miał na ślubie kilku "wójów" którzy zrobili mnóstwo dobrze eksponowanych zdjęć. Tak to wygląda w praktyce. Swoją drogą, obrabiałem pewną imprezę i mimo, że dobrze naświetliłem nawet komponowałem zgodnie z zasadami złotego podziału, że nie dostałem ani zapłaty ani honorarium, to dostałem po łbie bo brakowało w kolekcji kilku gęb. Bo, jak usłyszałem, na ślubie, wszystkim się robi.
@Sawydz
Nie mam zamiaru bronić jakoś fotografów ślubnych bo i nie mam w tym żadnego interesu (sam nim nie jestem), ale zbytnio upraszczasz sprawę. To, że ktoś zrobi 20 ślubów rocznie nie znaczy, że pracuje 20 dni w roku. Same przygotowania, ślub i wesele to masz praktycznie cały weekend, do tego materiał trzeba obrobić (bo przecież nie oddajesz karty ze zdjęciami prosto aparatu młodym), przygotować ewentualnie wydruki lub album i już schodzi ci następne kilka dni, czyli praktycznie do następnego weekendu z kolejnym ślubem, czyli te 20 ślubów to 20 pełnych tygodni pracy de facto. Jeżeli jest to podstawa działalności a nie dodatkowe zajęcie hobbystyczne, to odlicz sobie wszystkie podatki, zus-y, koszty dojazdów, amortyzację sprzętu, czyli wszystkie (niemałe) koszty, których nie ponosisz bezpośrednio pracując na etacie, gdzie twoje netto to jest brutto osoby na własnej DG. Jeżeli uważasz, że to taka żyła złota, to dlaczego się tym jeszcze nie zajmujesz?
A co do zbierania fotek od gości to nic nowego. Już od dawna są firmy, które w ten sposób obsługują fotograficznie śluby a polega to natym, że rozdają gościom jakieś małpki, każdy kto chce fotografuje do woli, następnie pod koniec imprezy aparaty są zbierane, potem jeden ludek selekcjonuje i obrabia materiał który trafia do młodych, także nic nowego.
mate, ale ja wiem, jak wygląda proces obróbki zdjęć ;-) To co piszesz to historia dla klienta, żeby uzasadnić cenę ;-) Oczywiście wiem, że znowu przesadzam, a prawda leży dokładnie gdzieś po środku, więc nie pokłóćmy się o to ;-) Sam staram się robić reportaże koncertowe ze swoją zabawkową puszką, i jak dobrze się do tego zabiorę to mam bardzo mało pracy "po", a zdarzały mi się już efekty pro ;-)
Natomiast super wypasione portrety ślubne, podlegające ogromowi pracy w PSie to co innego, one są i powinny być drogie. Jednak przeciętny reportaż ślubny to głównie "postprodukcja" w LR i album. To nie zajmuje tygodnia pracy.
Moja przyjaciółka zajmuje się retuszem zdjęć, i często oglądam efekty pracy tych niesamowitych prosów. Uwierz mi, oni nie poświęcają tygodnia, nawet nie wiem czy poświęcają godzinę na przygotowanie i postprodukcję włącznie!
Jak zobaczę jeszcze jedno zdjęcie grupowe na F2.8 to chyba wyrwę sobie wszystkie włosy... :-P
Pojęcie "fotografia ślubna" jest dosyć szerokie a sama kwota, którą Sawydz rzuciłeś nic o niej nie mówi, jako że nie wiemy do jakiego zakresu usługi jest przypisana. Z jednej strony możesz mieć zlecenie tylko na obsługę ślubu w kościele. Idziesz na godzinę i robisz powiedzmy ok 300 zdjęć. Jeśli Pani Młoda nie jest zbyt parchata i ma dobry makijaż a Ty potrafisz ustawić lampy systemowe i posiadany aparat, zgrywasz swoje JPG-i na kompa i nie musisz ich specjalnie dotykać. Godzina roboty przy wyborze najlepszych 50 sztuk i już. Wypalasz DVD dla młodych i jesteś po robocie, którą łącznie z dojazdem i miłym pogadaniem z klientami zajęła Ci nie więcej niż 5 godzin. Biorąc za to 3000 zł trzeba mieć rzeczywiście dobre samopoczucie. Z drugiej strony zdarzają się również tacy, który chcą mieć wszystko. Rano w sobotę, o dziesiątej jesteś u kosmetyczki, fotografując nakładanie tapety na twarz "Młodej" - ok 1 godziny, robisz 200 zdjęć. Potem godzina u fryzjerki, uwieczniasz proces czesania - kolejne 200 zdjęć. Następnie udajesz się do domu "Młodej" na ubieranie sukni ślubnej - kolejne 200 zdjęć, czekacie na "Młodego" co zajmuje w sumie kolejne 2 godziny. Przyjeżdża, rodzice witają chlebem i solą - 100 zdjęć. Jedziesz z "Młodymi" do kościoła i tam robisz 500 fotek. Potem już tylko wesele do oczepin, czyli 500 zdjęć do ok 2 w nocy. Dłużej nie warto, bo dalej już wszyscy są tęgo schlani. W sumie jesteś w akcji ok 15 godzin. Do tego dolicz miłe popołudnie, innego dnia, gdzieś w plenerze z "Młodymi" na umówionej sesji zdjęciowej. Czyli minimum jakieś 2 godziny i 300 zdjęć. To wszystko daje w sumie co najmniej 2000 zdjęć i 17 godzin pracy. Sama selekcja zdjęć zajmie Ci dodatkowe 4 godziny. Jeśli okaże się, że "Młoda" miała lichy makijaż a "Młody" posiada twarz w kolorze radosnego buraka będziesz musiał coś z tym zrobić podczas postprodukcji bo klient nie ma pojęcia o bokehu, balansie bieli i takich tam pierdołach. Ale jeśli jego gęba na zdjęciach świeci się jak tyłek pawiana to pogonią Cie psami po obejrzeniu Twojego "urobku". Teraz poważniej, jeśli robisz zdjęcia w RAW-ach chcąc wykorzystać pełne możliwości posiadanego sprzętu cyfrowego, musisz doliczyć co najmniej 2 dni na obróbkę wybranych 300 zdjęć na gotowo. Aha... zapomniałem, że trzeba jeszcze wyedytować zamówiony fotoalbum ze zdjęciami, obrobić kilkanaście dużych odbitek luzem, zawieźć to wszystko do kumpla do labu i odebrać....
Pawroski, masz 100% racji, tak to powinno wyglądać, i wygląda jeśli pracę wykonuje prawdziwy zaangażowany profesjonalista. Nawet nie śmiem tego kwestionować, a sam już też tego posmakowałem, i to za free w ramach "samodoskonalenia", choć nie był to akurat ślub, ale podobny dzień pracy :-)
Niestety ostatnio praktyka pokazuje, że tacy ludzie są w odwrocie, mogę na pęczki dostarczać amatorskie foty, za wykonanie których ktoś wziął minimum 2000zł lub więcej. Są to zdjęcia nie warte nawet pięciu dych za dojazd. Moim zdaniem pewna część winy leży właśnie po stronie wygórowanych cen, co daje szansę naciągaczom. Poza kilkoma rejonami w Polsce, żeby opłacić fotografa potrzeba dwóch wypłat, to jednak troszkę za dużo dla młodych...
To może niektórym wydać się dziwne, bo reportaż ślubny jest często traktowany w kategoriach chałtury, jednak ja bardzo lubię oglądać DOBRE zdjęcia ślubne. Sam chciał bym takie kiedyś robić, ale nie podejmę się tego, do póki nie będę na 100% pewny swego sprzętu i na 200% pewny samego siebie, i tego że zdjęcia które wykonam, chętnie powiesiłbym we własnym salonie ;-) Może wtedy zmienię też zdanie odnośnie ceny za taką usługę, ale na razie reprezentując niziny finansowe pozostanę przy obecnym ;-)
Prawda jest taka, ze fotografia slubna jest to bardzo ciezki kawalek chleba. Po zleceniu plecy, kark i nogi w bardzo oplakanym stanie. Raczej nie mozna traktowac tego rodzaju fotografi jako chaltury i raczej nie jako artystycznych. Uwazam ze fotograf slubny przede wszystkim powinien byd dobrym rzemieslnikem. Co do ceny to niektore ceny pakietow moga zwalic z nog i nie sa dostepne dla normalnego smiertelnika. Druga sprawa ze istnieje grupa klientow ktorzy nie dopuszczaja do siebie zejscie ponizej pewnego pulapu cenowego, nie zalezy im na najmniejszej cenie. Moze slusznie uwazaja ze ktos kto sie nie ceni jest nikim w branzy. Trzeba znalezc zloty srodek.
stan.k, na dzień dzisiejszy jestem fizolem, powyższe stany odczuwam po każdym zwykłym dniu pracy, chętnie zamienię się z każdym ślubnym fotografem, jeśli ma mnie boleć tylko raz w tygodniu ;-)
Ja bym sie podjął takiego zlecenia tylko dla znajomych. Bez wygórowanych wymagań. Ot fotki i ok. Nawet za darmo ( nie licząc flaszki ). W mojej pracy czasami trafiam na nowobogackich. Oni myślą, że jak płacą to musi to być najwyższy poziom światowy. Gdybym robił ślub takich ludzi to pewnie po 10 minutach rzuciłbym aparatem w pysk zleceniodawcy i sobie poszedł. Wiecie pewnie o czym mówie. Niejeden z was przechodził to. Ty sie starasz ale dla nich wszystko be. A paszoł won ))
A tak na marginesie. Wszystkie usługi w Polsce są niższe przynajmniej o 600% niż np. w Niemczech. Chodzi mi tylko o robociznę. Wiem bo mam porównanie. Ale u nas klient płacący 600 % mniej ma większe wymagania od nich. Znam to z autopsji
@ Pawroski,
A trafiła Ci się kiedyś córunia prezesa? Czy w takim wypadku jeden fotograf wystarcza?
Swoją drogą, jakie te baby są próżne :-) Gdyby to zależało od facetów, fotografia weselna poszłaby z torbami. Przemysł kosmetyczny też...
Niejeden biznes na próżności ludzkiej zbudowano ;-)
2500 i + to młoda para przeznaczy na lustrzankę i obiektywy / urlop, remont, etc, ... , ... . weselnicy zrobią sobie grupowe potem czas na zdjęcia z młodą parą i zadowoleni wszyscy. Zdjęcia para obejrzy raz może dwa po rozesłaniu znajomym i wrócą do codzienności.
Dziadkowie mieli jedno duże czarno-białe zdjęcie koloryzowane "kredkami" kwiaty i kilka detali :D wtedy chyba "show" nie był tak popularny.
Biznes slubny jest ciezki. Konkutencja bardzo silna (kto wezmie mniej ). Przybylo bardzo ludzi ktorzy zalozyli dzialalnosc, dostali dofinansowanie i zrobili kurs dla papieru (bo wymagany do dofinansowania )-
Prubuja teraz zaistniec na rynku a lekko nie jest a bedie coraz gorzej. Na polowie ZUS moze ktos da rade, ale pozniej trzeba placic caly. Presje ekonomiczna maja coraz wieksza wiec z ceny w dol byleby tylko kogos zlapac.
Cala kwestia w przetrwaniu tego wysypu bo kiedys to przejdzie.
Biznes ślubny jest ciężki. A czy istnieje lekki?
Problemem jest ubogie społeczeństwo, ale to rzutuje prawie na każdą branżę.
Bogaty taniego raczej nie weźmie.
@ bzdunek: "Wszystkie usługi w Polsce są niższe przynajmniej o 600% niż np. w Niemczech."
Jak Ty to liczysz?
Jeżeli usługa ma być tańsza "o 600%", to oznacza że wykonawca płaci zamawiającemu.
Raportowana przez uczestników dyskusji niska jakość usług być może uzasadnia tego rodzaju rozliczenia, ale żeby w aż takim stopniu? :)))
Podejrzewam, że chciałeś napisać o 6-krotnie niższej cenie usług rodzimych, w stosunku do cen usług w Niemczech.
janbezziemi | 2014-01-09 19:23:06
Biznes ślubny jest ciężki. A czy istnieje lekki?
Problemem jest ubogie społeczeństwo, ale to rzutuje prawie na każdą branżę.
Ubiegłeś mnie
A ubogie społecznikostwo zaczyna sobie odpuszczać wesele i robi tylko przyjęcia dla bliskiej rodziny.
Zresztą my z narzeczoną nie kumamy tego weselnego ciśnienia. Podjęliśmy decyzje zamiast jednej nocy wydania rzędu około 70000 gdzie zwróci się połowa . Wolimy sobie zrobić wakacje życia.
A fotografa w granicach zdrowego rozsądku
Z_photo
Masz rację. Chodziło mi o sześciokrotną ( minimum ) różnicę w cenie. I to jest porównanie do byłego NRD. W starych Niemczech zachodnich jeśt jeszcze większa dysproporcja między nimi a nami. Niestety
@stan.k - z całym szacunkiem , ale nie pamętam , aby któryś z szacownych kolegów narzekał na bóle w krzyżach od noszenia aparatów .Tu są goście , którzy noszą po kilkanaście kilo sprzętu po górach bądź innych lasach , więc nie płacz , bo to nie przystoi.
A co do ciężkiego kawałka chleba ,........wstawałeś kiedyś do pracy o 5-tej rano i nie wiedziałeś jak zsunąć nogi z łóżka , bo tak bolały, i tak przeż tydzień , miesiąc , rok itd.?
@stan.k
To chyba jakieś chuchro i słabeusz. Ja rozładowuję wagon węgla w 8 godzin. 50 ton. I nie narzekam na bóle ))
Dlaczego "rozwalono rynek"? Mam taką obserwację. W Polsce fotografów pracujących "zawodowo" jest moim zdaniem bardzo niewielu. Takich, którzy starają się "trzymać za pysk" wszystkie parametry fotograficznego planu. Właściwie ta zasada działa tylko w przypadku fotografii modowej i to, mam wrażenie, chodzi bardziej o "zdarzenie" niż uzyskanie zaplanowanego efektu. Coś takiego:
link
Lampa jest rodzajem wystroju organizującego nastrój, rytualnym akcesorium a nie lampą. W przypadku imprezy typu ślub, albo co mi się trafia sabat solidaruchów, obecność fotografa bywa elementem obrzędu. Uczestnicy mają się czuć docenieni poprzez obłyskanie przez najpewniej zawodowego fotografa.
Dlaczego "wójkowie" mogą go zastąpić? Bo widzą delikwenta z aparatem i obiektywem, który nie odbiega od tego, co sami posiadają. Znajomy (kumpel?) fotograf prasowy, został delegowany na wesele w zastępstwie biedaka którego grypa ciepnęła w łoże. Przyszedł z asystentem. Jak sam zrelacjonował, nie chciało mu się przykładać do roboty i z marszu wybrali się na to wesele. Bez przygotowania, tak to odczuł. Asystent służył mu tylko do oświetlania. No i zrobił się szał, rany boskie, wyszły zdjęcia! Tak, pomimo, że gość wziął rezerwowy aparat, bo nie warto ryzykować zasadniczego, pomimo, że nie zrobił obchodu pomieszczeń przed, a jedynie przyprowadził drugiego, który targał kij z lampą (błyskową) na końcu, wyszło coś, co dla zamawiających było zaskoczeniem. Otóż, może źle wiem, ale tak pracowano jeszcze przed II wojną światową, tak od lat 40 gdy wynaleziono lampę elektroniczną, która była osobnym urządzeniem z rodzajem aluminiowej miski w charakterze reflektora. Tak się zdjęcia robiło normalnie. "Młotek" wszedł na uzbrojenie fotoreporterów, gdy trzeba było pracować w tłumie paparatów, ale jeszcze w 70-tych latach Łucz M1 była przeznaczona do noszenia przez asystenta, podobnie młotki Metza miały na wyposażeniu długie kable sterujące. Poza tym pan fotograf przygotowywał tła, miał ze sobą rekwizyty. Tak robiono mi zdjęcia jako pacholęciu w szkole. Więc "wujek" widzi pana z białą elką lampą na na stopce, szczyt wykwintu, skierowaną w sufit, ale zwykle z nadzianym plastykowym dyfuzorem i jak pomyśli, "zrobię to samo", ma rację. Będąc na weselach widziałem wiele bezsensownych akcji. Np Strzelanie portretów ową elką 2,8 w świetle zastanym. Ja miałem 1,8 i jeszcze światło rozproszone z lampy przywiązanej do pionu co. Jakimś cudem wiedziałem jaka ma być ekspozycja. Pan miał iso 1600 ja iso 100. O co chodzi z tą elką? Biała i duża. Znać fachowca. Bo jakby pan wziął szkło co prawda jaśniejsze, ale czarne i małe, to nie znać. Inna sztuczka, maszyna do dymu. Kupiliśmy za całe 200 złotych, pokażemy się z nią. Kolorowe filtry na lampę. Zbiorowe strażackie dopalane lampą aparatową z dyfuzorem aparatowym w słoneczny dzień na zewnątrz. Tylko dzięki temu, że lampa była dużo za słaba nie wyszedł efekt tragicznego zmieszania barwy , bo wesela bywają po południu ku wieczorowi. A także obrabianie wesela kompaktem. Otóż, jak nie widać różnicy, szkoda przepłacać. Fotografowie popłakują, ale moim zdaniem prawda jest taka, że gdyby oferowali coś takiego, że widać było by, że przynajmniej trzeba się na robić, to parcia na najmowanie delikwentów z weselnym zestawem by nie było.
baron13
Nic z tego nie zrozumiałem )) Ale inni zakumają o co Ci chodziło
@bzdunek: Np że na iso 100 wychodzą lepsze zdjęcia :-) Na marginesie, obejrzałem swoje pstryki z ostatniego sabatu i odkryłem jak łatwo mogłem zrobić sobie dużo lepiej. Trzeba odsunąć lampy od ścian, jak się doświetla pomieszczenie i obłożyć je kalką techniczną. Głupi błąd , ale przez to musiałem kombinować, by mi się przepał w kadrze nie znalazł. A miałbym z głowy.
@ bzdunek: "Nic z tego nie zrozumiałem..."
Chodzi m.in. o to, że nie posiadany sprzęt zrobi z nosiciela fachowca, lecz umiejętność efektywnego jego wykorzystania.
"W temacie warsztatów" to kilka razy, także tu reklamowali się fachowcy od nauczania serwujący uczniom ewidentne błędy. Min w portfolio mieliśmy przykład wycinania bliskim błyskiem "szalejących" par. Chwyt nawiązujący do scen aresztowania Al Capone. Stara zasada "zorganizuj sobie tło". Jak se zorganizujesz, to ci wyjdzie sam motyw główny na pierwszy plan. Tańcząca para na tle orkiestry i jest dobrze. Bliski błysk też ma swoje miejsce, ale to jest środek wyjątkowy. Powstaje problem, czy mnie na kursie głupot nie nauczą? Nie jestem specem od fotografii, ale czytam stare książki i tam jakoś wszystko się składa do kupy. tworzy całość nie tylko samo ze sobą ale jeszcze np z zasadami malarstwa. Dlatego ufam starym książkom o fotografii. te nowe mają charakter zbioru przepisów na różne ciasta. Trudno z nich wydobyć z nich jakieś zasady. Przyznam szczerze, że zaprezentowany program tego kursu, który zresztą wygląda na tle innych bardzo dobrze, jak to się mówi, budzi pewien niepokój. "Wybór i omówienie sprzętu " , "Wprowadzenie do parametrów ekspozycji". gdyby punkt pierwszy tyczył sprzętu oświetleniowego, może i dobrze, ale w zestawieniu z drugim zaczynam się obawiać, że chodzi o wprowadzenie do fotografii w ogóle. Zapewne organizator kursu rozbił już sobie twarz o poziom kursantów. No mamy maturę w dwa semestry i zaocznie. Kiedyś zakład fotograficzny można było założyć po zdaniu egzaminu w jakimś cechu. Wszyscy załamywali ręce nad tymi miejskimi fotografami, ale mi się zawsze przypomina scena z filmu statyści, w której fotograf z Konina ustawia podczas kastingu światła specom od filmowcom. "Panowie, jak bym ja tak świecił, to bym na sól do chleba nie zarobił". Warto obejrzeć tę scenę, światła są rzeczywiście ustawione wedle "światowych tryndów" i ów fotograf naprawdę robi dobrze...
Ja mam taki apel: Przestańmy atakować wujków! Każdy profesjonalny fotograf był kiedyś takim wujkiem, nikt nie urodził się ze wszystkimi rozumami! :-)
Poza tym niektórzy wujkowie są fotografami:).
@Sawydz jest nawet takie powiedzenie "nie pamięta wół, jak cielęciem był"...
Ale czemu piszecie tylko o wujkach? a ciocie? są ciocie które walą foty na lewo i prawo czy to komórką czy kompaktem. Mi to osobiście przeszkadza ale nikt nikomu nie zabroni, poza tym rozumiem że każdy chce mieć swoje, takie czasy, sam wybiera kadry i ma je od razu na swoim telefonie, komórce.
a najbardziej wkurza taka ciocia która, pomimo że masz w rękach własny aparat, wciska ci dodatkowo swojego kompakta, bo ona chce mieć zdjęcie i chce je mieć na swoim aparacie hehe
Mnie się czasami wydaje, że D4 kasuje wszelkie wspomnienia przy pierwszym rozpakowywaniu ;-)
A ciocie też są czasami fotografami ;-)
Tak na marginesie wszelkich kursów, to jest problem taki, że zrobiła się moda, by wszelkie kształcenie jak "praca z naszym programem" było zabawą. A jeśli nie może, to ograniczamy się do tego, czego wyminąć się kompletnie nie da. Skutek: szkoła uczy zdawania testów, a delikwent poddawany procesowi uczenia ma marną wiedzę ogólną. Wielu pojęć, które ongi były kanonem, nie zna. Albowiem ich przyswajanie wiąże się z cierpieniami rozumu. Jak tłumaczyć w takich okolicznościach, że np nie da się skorygować temperatury barwowej panelu oświetleniowego z samych czerwonych led, bo widmo jego światła nie ma nic wspólnego z widmem źródła o rozkładzie Plancka, to słuchacz nic kompletnie nie rozumie. Ani "widmo", ani rozkład, a tym bardziej Plancka. W najlepszym razie da się zapamiętać "tak się nie da" ale, reguły na inne sytuacje nie przeniesie. Z tego się biorą kursy "bez teorii obrazu". Bo się żadnej "teorii" czyli reguł które pozwalają samodzielnie wykombinować co się stanie, przekazać nie da. Oczywiście wartość takiej nauki jest iluzoryczna.
baron, rozumiem, że jeśli ktoś używa bliskiego błysku na weselu, to robi to z pełną świadomością kopiowania:
"Min w portfolio mieliśmy przykład wycinania bliskim błyskiem "szalejących" par. Chwyt nawiązujący do scen aresztowania Al Capone. Stara zasada "zorganizuj sobie tło".?
ps. baron, czy ja dobrze kojarzę, że ongiś wstawiałeś foty robione jakimiś Samyangami? M.in. ptaszęta na drutach?
baron13, kurka, nie dość że nie mam kasy na FF, więc nie mam prawa głosu dla jednych, to teraz jeszcze nie jestem po mat-fizie, więc kula w łeb albo graty na aukcje :-P
Kto chce wiedzieć, ten się dowie. Proces nauczania, w ramach dostosowywania do standardów EU został faktycznie drastycznie obniżony, ale na zachodzie kreatywność kwitnie, jest wspierana i promowana. "Czołówka najlepszych" wywodzi się z tego niedouczonego społeczeństwa, więc może jednak coś w tym jest? Tam młodzieży się mówi: "możesz być kim chcesz" a u nas: "ucz się, bo będziesz nikim", jest różnica.
@Boa: Masz ptaszka, co prawda nie na drutach, ale owszem Samyangiem:
link
@Sawydz: fotograf ma robić zdjęcia, a wiedza służy tylko jemu do robienia tych zdjęć. Natomiast co dej zachodniej kreatywności... Owszem potrafią siebie chwalić.
baron13, nie oceniaj ich kreatywności przez pryzmat MTV... Nasza młodzież, zdołowana wkuwaną martyrologią narodu polskiego, siedzi na ławeczkach blokowisk i żłopie zgodnie z wiekową tradycją wódę w ilościach znacznych, po czym przechodzi do lania się po mordach... To ja już wolę ten cukierkowy model zachodni :-)
baron, czyli dobrze pamiętałem (spec od spartolonych fotek z ciamciangów to Ty), zatem rozumiem twoją złość. Frustruje cię to, że mając jakąś tam wiedzę teoretyczną (rozkłady widma placka, itp...) nie jesteś w stanie zrobić takich zdjęć aby ktokolwiek chciał to kupić.
Zapewne sam brałeś udział w wielu takich kursach, mimo wszystko głowa już nie ta, pewnych rzeczy ogarnąć nie potrafi i teraz wieszasz psy na wszelkiej maści kursach, że to bezcelowe, etc.
Przyjmij jednak do wiadomości, że wielu ludziom jednak takie kursy pomagają, a ja (chociaż sam w żadnym udziału nie brałem, mimo, że proszony o organizację byłem) i wielu innych ludzi potrafi zaakceptować to, że ktoś chce się dzielić swoją wiedzą.
Sawydz- wiesz tyle co zjesz, cytat z mojej babci. Piszesz głupoty- to ja. Ani nie uczą się martyrologii, ani nie żłopią wódki. Przynajmniej Ci co się uczą nie żlopią jedynie. Dlaczego martyrologii? Tyle jest przedmiotów w szkole. Jeśli nawet uczą się historii to skąd wniosek, że to musi być "martyrologia narodu polskiego".Nawet gdyby od czasu do czasu co to w tym złego? W końcu jesteśmy Polakami a nie obszczymurkami.
To może jednak poproszę o komentarz Bzdunka.
Bzdunku, ratunku, pisz!
Chomsky
Wiem, że ironizujesz. Ale mi to nie przeszkadza. Z tępotą nie wygrasz nigdy. Ci Panowie uważają siebie za mędrców. Wszyscy inni to idioci i ćwoki. Tylko oni są trendy. Popisują sie elokwencją i wiedzą. A w sumie za przeproszeniem gówno wiedzą. Już mi się nie chce pisać. Bo z takimi filozofami nie wygrasz. Choćbyś miał rację. Srał ich pies. Przepraszam za niecenzuralne słowa ale mam dość tych przemądrzałków. Dziekuję. Skończyłem
Ostatni wpis. Ja używam prostego języka. Nie podpieram się fachowymi terminami, niby superznawstwem w każdej dziedzinie. Mógłbym pisać bardziej ineligentnie od tych pseudo inteligentów. Mój zasób słownictwa j. polskiego w zupełności by wystarczył by ich zgasić. Ale ja się tutaj bawię, uczę i korzystam z dobrych rad i testów. A frustraci niech się dalej wyżywają. Inteligencja oborowa
Ostatni wpis.
Z przykroscia stwierdzam ze optyczne. pl to jest piaskownica i forum dla roznej masci gowniazy.
Z przykroscia musze przyznac racje bzdunkowi.
Tylko poczytac testy a reszte olac.
Chomski, Wiem co widzę :-) Martyrologi byliśmy uczeni w szkole od dziecka (rocznik 79), a tej nauki dziś efekty oglądasz każdego dnia w TV. Możesz to negować, nie zabronię ci. W Polsce obozy polityczne budują wokół niej swoje wielomilionowe interesy, ale jeśli chcesz zamknąć na to oczy to spoko. Dla przypomnienia przykłady z mojej podstawówki i liceum (każdy z mego rocznika wykrzyczy je obudzony w środku nocy): Polska Winkelriedem narodów, Polska Mesjaszem Europy, tłukli to we mnie 12 lat, i jeszcze dwie matury z tego pisałem, bo matmę oblałem :-P Naprawdę nie wiem co Cię oburzyło, może z polaka i histy zbyt często zwiewałeś? :-P Albo po prostu chodziłeś do szkoły, zanim nowa władza napisała ten piękny materiał, jeśli tak to odsyłam do podręczników z lat 90-tych. Dziś faktycznie dzieci w szkołach nie uczy się prawie niczego, to już inny problem.
bzdunek (i inni też), prawdą jest, że na tym "forum" panuje zbytnie nastawienie na konflikt. Ludzie tu przychodzą odreagować ciężki dzień, doładować swoje ego. Jeden nakręca drugiego. Ja z każdym tutaj rozmawiam tak, jak bym rozmawiał z nim osobiście, twarzą w twarz. Nie znajdziesz przykładu, żebym kogoś obraził, lub odezwał się bez szacunku. Pamiętam o tym, że może kiedyś faktycznie się spotkamy, i co wtedy? Można dyskutować na każdy temat bez chamskich epitetów, wystarczy mieć odwagę przed samym sobą przyznać wyższość cudzych argumentów jeśli taka zachodzi. W chamstwo uciekają zazwyczaj ludzie przyparci do muru. Mój kolega zawodowy piłkarz mówił, że fauluje zawsze ten słabszy, bo inaczej nie nadąży za tym mocniejszym. Tutaj nikt nie jest słabszy, może być jedynie otwarty lub zamknięty na argumenty drugiej strony.
Peace :-)
Dobre warsztaty umożliwiają dużo szybsze zdobywanie wiedzy, niż uczenie się samemu metodą prób i błędów. Pozwalają również poszerzać horyzonty i nawiązywać nowe kontakty. Właśnie dlatego na takich warsztatach można spotkać zarówno początkujących amatorów, jak i zawodowych fotografów z ugruntowaną pozycją na rynku. Jedni gadają o kompozycji, drudzy o poprawie efektywności postprocesu i branżowych nowinkach. Byłem na poprzedniej edycji i sobie chwalę. Sam również prowadzę warsztaty i nie widzę nic złego w dzieleniu się wiedzą.
Sawydz- jestem historykiem i geografem, rocznik 59, pracuję 31 lat w szkole średniej, ogólnokształcacej. Coś wiem na temat szkoły, tej i tamtej. Twierdzę, że nie masz racji. Mlodzież nie jest zdołowana martyrologią, a pije kto chce. Wiekszość uczniów interesuje się przedmiotami przyrodniczymi i ścisłymi i na te przedmioty kładzie sie nacisk (w przeciwieństwie do najlepszych szkół angielskich, czy amerykańskich gdzie nadal tłucze sie historię, głównie starożytną, czy średniowieczną, to elity), kwestia zapotrzebowania.
W ostatnich latach pojawia się problem edukacji telewizyjno/ komputerowo/smartfonowej i skutki z tym zwiazane. Akurat pokolenie wychowane na martyrologii ma się dobrze.
@Chomsky: Mogę powiedzieć, jak to wygląda z perspektywy kompletnie niepodatnej na zmiany tzw uczelni wyższej. Bo program szkół średnich się zmienia, a studia mają od 30 i więcej lat punkty stałe. Wyparowała fizyka ze szkół średnich i gimnazjów. Jest chyba 1 godzina tygodniowo przez 1 rok. Poziom matematyki spadł na pysk. Teraz się poprawiło ale mieliśmy już 1/2+1/3=2/5. Dla części delikwentów tajemnicą są i pozostają funkcje sinus i cosinus i nie przeskoczą liczenia pochodnych. Obsługa komputera... Wysoki poziom współczesnej dzieciarni, to mit. Owszem radzą sobie z interfejsem graficznym. Owszem, niektórzy nieźle sobie radzą, ale generalnie, gdy trzeba zrobić coś tak a nie inaczej, w szczególności "prawdziwy wykres", jest katastrofa. Informatycy padają na operacjach na liczbach zapisanych w systemie dwójkowym. Pomysł w tych okolicznościach przyrody by wytłumaczyć kiedy definicja przesłony działa dobrze, a kiedy zaczyna oszukiwać, jest samobójstwem. Kilka lat temu w tiwi występowali młodzi fotografowie i tłomaczyli dlaczego obiektyw 50mm w cyfrze zastępuje portretówkę. Ile je się już ludziom natłumaczyłem, że "w zasadzie zastępuje" ale lepiej użyć portretówki... Se ne da bo w głowie jest miejsce na jedną informację, że mnożnik ogniskowej, ale, to, że obiektyw ma jeszcze jakieś parametry prócz tej ogniskowej i one się nie skalują to już nie. Bo funkcja kwadratowa się urwała. Widma światła nie wytłumaczymy, bo nie umiemy czytać wykresów. Zniekształceń geometrycznych wywołanych przez obiektywy długo i krótkoogniskowe, też nie, bo nie było ani rzutowania, ani twierdzenia Talesa. Szacowania czasów naświetlania dla zamrożenia ruchu, także, bo w temacie prędkość=droga/czas pojawiają te piii ułamki. Można sobie strzelić w łeb. Mozna bo wraz ze zmianą ustroju, każdy ma szansę na pozwolenie na broń.
baron13- pewnie masz rację, ale wybacz nie bardzo rozumiem gdy wchodzisz w szczegóły, moja wiedza w zakresie przedmiotów ścisłych jest mocno nieświeża. Natomiast obserwuję spore zainteresowanie różnorakimi konkursami, zarówno przedmiotowymi jak i poza nimi i chęć poznawania świata przez młodych ludzi. jednak tylko przez niektorych. Od czasów starożytnej Grecji elity stanowily ok 15% populacji, potwierdzaja to wielcy renesansu w swoich obserwacjach. Dziś także w każdej populacji, czy grupie zawodowej elity to 15-20%. W czasach upowszechnienia szkolnictwa średniego i wyższego cała masa przeciętnie zdolnych i zwykle niedouczonych młodych ludzi kontynuuje wykształcenie na zasadzie, jakoś to będzie. Stąd problemy, o których piszesz. Nie sądzę by istiała potrzeba edukowania na szczeblach wyższych całej masy społeczeństwa. Nie ma takiej potrzeby, sama zaś taka nieszczęsna edukacja niewiele ludziom daje.
@baron13,
To przygnębiające co napisałeś, ale wierzę że tak jest. Zresztą moje obserwacje to potwierdzają.
Gdy chodziłem do podstawówki panował ustrój, w którym nauki ścisłe pełniły do pewnego stopnia funkcję religii, coś jak scjentologia. Dla mnie fizyka to był najciekawszy przedmiot począwszy od V kl. sz.p. Do tego jeszcze miałem fantastycznego nauczyciela, który jednocześnie uczył chemii. Zmieniło się w LO, tam fizyki uczyła kobieta, która fizyki kompletnie nie czuła, historyk, który przychodził na lekcje pod wpływem. Żeby nie wypaść z kursu i nie zmarnować tego, co już umiałem, skombinowałem podręcznik do fizyki z 1959 r. oparty chyba jeszcze o radziecki. Był o połowę grubszy od zreformowanego w latach 60. Z niego się uczyłem i prześladowałem tą babę, starając się ją zmusić do działania. Bezskutecznie. Nie mogła mi obniżyć stopnia to chociaż pojechała mi po zachowaniu.
Teraz rządzi inna religia a dla nauk ścisłych panuje wszechobecna pogarda. Widać to wszędzie, tu także w wypowiedziach użytkowników tego portalu.
Weź taki prosty przykład: dwa auta jadące po 100 km/h zderzają się centralnie czołowo. Co może powiedzieć przeciętny kierowca? - tylko tyle, że wypadkowa prędkość to 200 km/h, bo wzoru na energię kinetyczną już nie pamięta i nie zdaje sobie sprawy, że ta będzie 4-krotnie większa niż gdyby przywalił w drzewo. A zabija nie prędkość, jak mówią policjanci w TV lecz ta energia.
Inny przykład. Mieszkam w mieście, gdzie jeżdżą tramwaje (wieś z tramwajami) i w związku z tym mamy plagę wypadków z udziałem tychże. I co z tego, że na tramwajach jakiś czas temu była napisana masa wozu 20 t? Razem zestaw ma 40 t. Kierowca blaszanki na gumowych kółkach myśli, że to przecież pojazd miejski, więc ma własności jak inne pojazdy. Ale się myli, tramwaj to jest pociąg miejski bez szlabanów. Jedynie co może zrobić to zaterkotać na durnia, który jedną ręką trzyma komórkę a drugą wykonuje skręt a la Kubica w lewo. Przed chwilą powiedział " za 10 minut będę..." a tu za 10 minut zaczął już stygnąć...
Mógłbym takich przykładów podać więcej ale i tak nie czytają...
@cedrys : Tak to widzę i niestety mam konkluzję co do kursów. W ekspresowym tempie można podać kilka przepisów na ciasto. Jedynie dla początkujących co widać po programie "Selekcja – metodologia i oprogramowanie ". Nie bardzo sobie wyobrażam, by zawodowy fotograf miał być uczony oprogramowania do selekcji zdjęć. Czy chodzi o przeglądarki obrazków ? Tak szczerze mówiąc, nie wiem o co tu chodzi, tak samo jak nie wiem czego chcą uczyć w punkcie "Obróbka zdjęć". 20, 30 lat temu gość, który chciał założyć zakład miał pracę w ciemni w małym paluszku. Wiedział który wywoływacz w jakiej temperaturze jak podciągnie kontrast i ziarno. Na moje wyobrażenia, to klient wybierający się na ślubniaka wie już wszystko o kompozycji, ekspozycji, matrycach i sposobach obróbki w różnych programach ale potrzebuje garści chwytów typu jak się z proboszczem dogadać, jakie obyczaje weselne gdzie panują, jak oświetlać pulchniejszą pannę młodą, aby nie zabiła. Ponadto, moim zdaniem, zajęcia praktyczne, czyli pstrykanie, na krótkim kursie nic dadzą, bo chwyty fotograficzne trzeba wyćwiczyć, tak mniej więcej jak grę na instrumencie. Najlepiej samotnie i w tempie dostosowanym do siebie. Na kursie można najwyżej te ćwiczenia pokazać. Tymczasem poziom startowy jest taki, że się pokazuje, że lampa ma pokrętełko do regulacji energii błysku, niemalże jak ustawić aparat, by zrobił zdjęcie. Dlatego nie bardzo wierzę w skuteczność takich kursów, bardziej widzę w nich imprezę towarzyską. Co moim zdaniem mocno widać w ofercie Wańtucha.
Chomski, ja z tymi młodymi ludźmi pracuję gdy skończą już edukację, stąd to co napisałem, to tak gwoli uściślenia mojej radykalnej wypowiedzi ;-)
Swoją drogą, uważam, że to moje pokolenie jako pierwsze na owej martyrologii wychowane, doprowadziło do degradacji systemu nauczania. Jak kończyliśmy szkołę, to wierzyliśmy że wszystko jest źle, bo ktoś obcy przyszedł i zabrał albo zniszczył, a to że mama przyniosła z pracy 20 płytek CD, a tata dwie ryzy papieru było ok (taki przykład, bo wtedy o komputerze mogłem tylko marzyć). Tak mnie uczyli 12 lat. Na szczęście zmądrzałem, choć tylko trochę :-P
Ja się jeszcze na szczęście załapałem na edukację zanim przedmioty ścisłe zostały przesunięte daleko za WF. Teraz jak to wygląda, jest 4h WF i 1h fizyki tygodniowo, tak? Na różnych etapach nauczania inaczej, ale o ile się orientuję tak to chyba teraz mniej więcej wygląda w kontekście proporcji.
cedrys, dla mnie nie jest tragedią to, że nie znają wzoru, lecz to, że nie chcą go poznać i policzyć. Wklepią w google na komóreczce pytanie: "jaka będzie energia...", zamiast "jak policzyć energię...". Na pytanie czym się różni energia kinetyczna od potencjalnej odp jest: "to są takie?", ale "lic" sobie każą przed nazwiskiem pisać, bo studiowali...
Sawydz- w pierwszej klasie LO rzeczywiście jest 1 godzina fizyki, geografii, chemii, biologii, 2 godziny historii.
Historia i geografia (to wiem na pewno) jest kontynuacją nauczania z gimnazjum. W drugiej klasie uczniowie wybierają bloki nauczania i w zależności od ilości bloków (często dwa, u nas trzy, niekiedy cztery) mają od 4-6 godzin tygodniowo wybranego przedmiotu. Nie wiem jak to będzie w trzeciej klasie, bo reforma sięga dopiero drugiej. W wybranych blokach realizuje się materiał od początku, czyli od starożytności lub w przypadku geografii od geografii fizycznej. Przedmioty, których uczeń nie wybrał, w szczątkowej forrnie występują ale mocno połączone ze sobą, np. geografia z fizyką, biologią i chemią daje- przyrodę- 2 godz tygodniowo.
Jednym słowem spory krok w kierunku specjalizacji przedmiotowej. Trochę to przypomina model amerykański, ale nie do końca bo pozostawiono dość sztywny system "klasowy", ktory utrudnia w mniejszych szkołach swobodny wybór bloków przedmiotowych. W większych szkołach również, ze wzgledu na trudności z podziałem godzin.
Ale jesteśmy poza tematem, zeby nie było, organizujemy konkursy fotograficzne a na feriach krótkie warsztaty fotografii z plenerkiem. No teraz moderatorzy może nie wyrzucą.
@cedrys
Weź taki prosty przykład: dwa auta jadące po 100 km/h zderzają się centralnie czołowo. Co może powiedzieć przeciętny kierowca? - tylko tyle, że wypadkowa prędkość to 200 km/h, bo wzoru na energię kinetyczną już nie pamięta i nie zdaje sobie sprawy, że ta będzie 4-krotnie większa niż gdyby przywalił w drzewo.
Chciałeś się popisać, ale Ci nie wyszło. Energia będzie 2-krotnie wyższa. Policz dobrze :)
A tak na marginesie to apeluję do piszących tutaj o poszanowanie języka polskiego. Chodzi mi głównie o częste tutaj przypadki bezsensownego użycia apostrofów. Apostrofy stosuje się przy odmianie, gdy ostatnia samogłoska (lub w niektórych przypadkach spółgłoska) jest niema. A więc nie używa się apostrofów przy odmianie Canona, Nikona, Olympusa, Panasonica czy Leiki ( tu się przez k pisze). Ten błąd to nawet w tutejszych artykułach się zdarza. Drugim bardzo częstym błędem jest dodawanie końcówek do liczebników porządkowych. Nie pisze się 1-wszy, 2-gi, 10-ty czy 95-cio krotny zoom, tylko 1., 2., 10., 95-krotny. Mam nadzieję, że ktoś to weżmie sobie do serca:)
Tak się nie dyskutuje Milordzie. Jak chcesz mi wytknąć błąd to musisz to udowodnić. A jak Ci się nie chce, to daj sobie spokój...
@Lord_Tomasz: Energia kinetyczna zależy od układu współrzędnych wobec którego ją mierzymy. Dlatego, z punktu widzenia każdego kierowcy w przypadku czołówki jest 4 razy większa.
baron13 | 2014-01-12 16:44:12
"Kilka lat temu w tiwi występowali młodzi fotografowie i tłomaczyli dlaczego obiektyw 50mm w cyfrze zastępuje portretówkę. Ile je się już ludziom natłumaczyłem, że "w zasadzie zastępuje" ale lepiej użyć portretówki... Se ne da bo w głowie jest miejsce na jedną informację, że mnożnik ogniskowej, ale, to, że obiektyw ma jeszcze jakieś parametry prócz tej ogniskowej i one się nie skalują to już nie."
Dokładnie, przecież powinno się użyć 120mm, a czasem nawet 180, czy nawet dłuższych ogniskowych.
@Boa: A czy Ty domyślasz się o jakich innych parametrach obiektywu, oprócz równoważnika ogniskowej pisałem? ;-)
@cedrys i baron13
Obydwa samochody mają taką samą enegię, więc E1=E2. Jak na razie zasada zachowania energii nadal obowiązuje, więc energia zderzenia będzie równa sumie tych dwóch energii. Baron13, energię kinetyczną trzeba obliczać względem Ziemi. Ci dwaj kierowcy nie są dla siebie układem inercjalnym.
Zapewne chodziło Ci baronietrzynaście o starą śpiewkę o konstrukcji, ale nie zmienia to faktu, że i tak strasznie spłycasz temat, bo de facto portret można zrobić KAŻDĄ ogniskową, niezależnie od rozmiaru matrycy, czy też powierzchni, negatywu/slajdu.
@Lord_Tomasz: Układ współrzędnych wybierasz zawsze wygodny do rozwiązania zagadnienia. W tym związanym z jednym kierowcą wychodzi to, że prawdopodobieństwo (albo esperancja) szkód jest proporcjonalne do kwadratu sumy prędkości. Dla rozwiązania zadania z wystarczającą dokładnością możemy sobie uznać jeden z samochodów za układ inercjalny. Owszem wraki są nieruchome względem środka masy. A Ziemia nie jest Ci do niczego potrzebna.
@Boa: Tak można robić portrety z wielkimi nosami i małymi uszkami równoważnikiem obiektywu 24 mm. Ale nie o to chodziło :-) Pan twierdził, że konkretnie Canon 50mm f/1,4 zastępuje portretówkę 85mm, f/1,8 . Dlaczego to nie za madry pomysł? :-)
Błędnie zakładasz, że każdy portret, to twarz na cały kadr, no ale śmiało, słucham Twojego wyjaśnienia. Dajesz, to jest Twoje 5 minut :)
@baron13
W takim razie za układ odniesienia wybieram Ziemię. Wtedy moje obliczenia się zgadzają.
Poruszający się samochód nie jest układem inercjalnym. Z wikipedii: "Układ inercjalny (inaczej inercyjny) – układ odniesienia, względem którego każde ciało, niepodlegające zewnętrznemu oddziaływaniu z innymi ciałami, porusza się bez przyspieszenia (tzn. ruchem jednostajnym prostoliniowym lub pozostaje w spoczynku). Istnienie takiego układu jest postulowane przez pierwszą zasadę dynamiki Newtona."
I zasada dynamiki Newtona:
W inercjalnym układzie odniesienia, jeśli na ciało nie działa żadna siła lub siły działające równoważą się, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym.
Wyobraźmy sobie więc sytuację: samochód A wyrusza w drogę, natomiast samochód B jeszcze stoi. Samochód A porusza się ruchem przyspieszonym, więc samochód B względem samochodu A również porusza się ruchem przyspieszonym. Problem polega na tym, że w przypadku samochodu B wszystkie siły się równoważą, więc powinien on pozostawać w spoczynku lub poruszać się ruchem jednostajnym prostoliniowym, a w tym przypadku przyspiesza, więc samochód A nie jest układem inercjalnym i Twój sposób rozumowania jest błędny.
Arku, Ty jesteś fizykiem z wykształcenia, więc rozsądź:)
@Lord_Tomasz: W przypadku pytania o bezpieczeństwo dobrym wyborem jest znalezienie najgorszego przypadku. układ związany z samochodem jest takim przypadkiem. A co do fizyka, ja też, wyobraź sobie, że nawet konsultowałem problem z dwoma adiunktami instytutu fizyki co prawda gorszego od warszawskiego, ale znów nie tak bardzo :-) To elementarne zadanie na poziomie ZIllingera.
Mimo wszystko zostanę przy swoim. Wskaż mi tylko błąd w moich obliczeniach, bo jak na razie to Ty zaprzeczyłeś zasadzie zachowania energii.
Tu jeszcze masz link to takiego zadania, strona nr 43 (3. w kolejności). Jak widzisz na Uniwersytecie Szczecińskim się ze mną zgadzają :)
@Lord_Tomasz: Błędu nie ma. Energia kinetyczna jest funkcją prędkości, a prędkość zależy, od układu odniesienia. Jabłko wiszące nieruchomo ma względem Ziemi energię kinetyczną równą zero. Ale wyobraź sobie, że wyglądasz przez okno pociągu i się z nim spotykasz. "Zobaczysz", że ma energię kinetyczną. Jednocześnie, jabłko, które leży obok Ciebie na półce w pociągu i porusza się razem z nim, ma dla Ciebie energię zerową. Nie złamałem zasady zachowania energii, możesz się przekonać, że wszystko jest w porządku. Zauważ, że środek masy (załóżmy dla uproszczenia, że samochody miały masy równe i poruszały się z taką samą, lecz przeciwną prędkością) będzie się poruszał względem układu związanego z kierowcą. Wyobraź sobie, że zamiast zderzenia rozpatrujemy ciężarek uderzający w sprężynę. Szkody są proporcjonalne do odkształcenia sprężyny.
Ponieważ dyskusja na ten banalny temat stanęła jakby w martwym punkcie, proponuję dwa modele:
1. Dokładnie naprzeciw siebie zbliżają się z jednakową prędkością V dwa pojazdy: jeden to tir o masie 25t, który ma z przodu zamocowaną płytę stalową 10 cm i do niej przymocowana płytę żelbetową 30 cm grubą a drugi to osobówka o masie powiedzmy 800 kg. Następuje zderzenie centralne niesprężyste, po którym przyklejona osobówka pojedzie z tirem dalej pchana po podłożu.
2. Ta sama osobówka, ale z prędkością 2V uderza w nieruchomy mur betonowy stosowany w testach crash.
Pytanie. Czy wielkość zniszczenia osobówki, będąca miarą dysypacji posiadanej przez nią energii kinetycznej, będzie się w obu przypadkach istotnie różniła?
@cedrys: Oczywiście, że masz rację.
W czym cedrys ma rację skoro zadał pytanie? Wielkość zniszczenia osobówki będzie bardzo podobna, tylko nie wiem co chciałeś tym udowodnić.
@baron13
Jak może nie być błędu skoro nasze obliczenia różnią się o 100%? Wyobraź sobie, że konstruktorzy samochodów muszą takie zadanie obliczyć. Jeden obliczy tak, drugi tak i które obliczenia uwzględnić przy projektowaniu samochodu?
Baronie, w wolnej od fizyki chwili poproszę jeszcze abyś swoje stanowisko w sprawie 50/1.4vs 85/1.8 określił ;)
@Lord_Tomasz: Różnią się. bo liczymy co innego. Najgorszy przypadek, to jak coś twardego ogrywa się od jednego samochodu i wali w drugi. Wtedy masz m(2v)^2/2, gdzie m jest masą tego czegoś.
@Boa Różna jest GO nawet po uwzględnieniu przelicznika, różna jest rozdzielczość w zależności od przesłony.
Dwa dni, 20 postów (czyli prawie 20 % ) pieprzenie o niczym. Co ma energia kinetyczna i inne takie pierdoły do fotografii. Z takimi wpisami to chyba bliżej wam do portali motoryzacyjnych. Miałem nie pisać ale jak widzę takie przepychanki o bzdurach to mi się scyzoryk otwiera
baron, ale zakładasz tą samą odległość, czy to samo odwzorowanie?
@Boa: Mogę się jedynie domyślać, że ów człowiek chciał stosować te 50 mm na apsc jak portretówkę na filmie. Czyli z tej samej odległości. Ale ponieważ różnią się dwa parametry, a krążek rozproszenia jest proporcjonalny do kwadratu ogniskowej, można dostać "prawie" to samo. Prawie pogorszone o czynnik 1,6 bo rozdzielczość która jest dla 50 mm wyraźnie gorsza, jeszcze padnie. Trzeba nie znać powodów dla których budowano takie obiektywy, przeznaczone w czasach filmu głównie do zdjęć w świetle zastanym w wyjątkowo kiepskich jak na ówczesne czasy warunkach, aby polecać je do chyba jednak zawodowego portretu.
@baron13 i ów człowiek miał rację! do portretu mozesz uzyc 50mm, 85mm, 135mm, 200mm wszystko zalezy od tego czy bedziesz fotografowal samą twarz, część sylwetki czy całą sylwetkę. W całej tej zabawie chodzi głównie o perspektywę. Dlatego 50mm na aps-c zastępuje 85 na ff i tyle. A minimalne roznice w GO, krazkach rozproszenia i bóg wie czym jeszcze naprawde nie mają żadnego znaczenia.
Podejrzewam ze tego nie zrozumiesz...
A wynaturzenia o tym jak mozna polecac 50mm do zawodowego portretu jak obiektyw ten w zamierzchłych czasach zostal stworzony do filmu w kiepskich warunkach sa wg mnie przezabawne
@jajaja Używaj sobie 50mm na zdrowie :-)
baron, sęk w tym, że Ty nawet nam tu jeszcze dobrego portretu nie pokazałeś, więc o czym będziemy dyskutować?
@Boa: Dostałeś ścisłą techniczną informację. Teraz tylko zrozumieć, co ona znaczy :-)
Achhh ci teoretycy ;)
@Boa: Tak masz rację. Teoretycznie każdy powinien zauważyć, że ta 50-ka mydli...
A co z moją super ostrą 50mm F2.8? (Sigma 50-150 OS HSM F2.8) Też się nie nadaje, czy już mogę portretować? :-P Czy zaś GO nie taka? :-P
@Sawydz: Nie teoretycznie, ale praktycznie. Możesz zrobić genialne zdjęcia każdym obiektywem, nawet zrobionym z dziurki. Chodzi o podrabianie efektów uzyskanych za pomocą czegoś innego. Czasami się to udaje, ale generalnie w sztuce jest tak, że zawsze coś jest z boku. Np Szopena ponoć najlepiej grać na instrumencie z epoki. Czyli czymś w rodzaju kiepskiego pianina. Styl portretowy, być może to jest już wiedza nieobowiązująca, powstał na wielkim formacie. Żeby było jak za dziadka trzeba zrobić stykówkę ze szklanej kliszy.. Pewnie jeszcze na obiektywie z jednej soczewki, żeby zachować te same rozmazy po brzegach. Ta portretówka Canona pochodzi jeszcze tych czasów, gdy przy projektowaniu mogli brać udział fotografowie i podobno uwzględniano ich postulaty. W pewnym sensie to jest produkt doskonały, to znaczy że ma zalety i wady takie, jak powinny być Moim zdaniem to co widać to po prostu większa rozdzielczość w centrum przy małych przesłonach. Dlatego zapewne ( bo nie sprawdzałem) jak obiektywowi starcza rozdzielczości, to będzie podobnie, z tą jednak różnicą, że może dać się zauważyć inny rozkład ostrości. Generalnie nie jest dobrym pomysłem, aby podrabiać jeden obiektyw drugim, po prostu do każdego trzeba mieć pomysł. Na tę 50-tkę pomysł był. To są zdjęcia generalnie technicznie niedoskonałe. Jest taki portret Stalina, gdzie wedle krytyków wic polega na widocznym poruszeniu błysku w okularach. Poniekąd przeciwieństwo portretu studyjnego.
Baron, na jakiej podstawie uważasz, że robienie portretu 50 mm na APS-C to podrabianie czegoś? Co do przerysowań, to nawet na FF są one bardzo małe i nie mogę zrozumieć, co jest złego w używaniu 50 mm do portretu. Jeśli chodzi o GO to fizycznie nie zależy ona od ogniskowej, tylko od przysłony i skali odwzorowania (ktoś to tu nawet ostatnio napisał). Dla długich ogniskowych wydaje się mniejsza ze względu na płaską perspektywę.
@Lord_Tomasz: zagadnienie wyglądało tak, że wezmę sobie obiektyw 50 mm założę do apsc i uzyskam to samo co z 85 na filmie. Jeśli weźmiesz sobie dowolny obiektyw i stwierdzisz, że uzyskałeś fajny obrazek, to go uzyskałeś i nie ma co dyskutować. inną sprawą jest pomysł zrobienia czegoś, co robiło się do tej pory czymś innym. Z pewnością da się zrobić bardzo interesujące portrety za pomocą 50mm i apsc bo robi się i komórką,. Tylko, że trzeba mieć na nie inny pomysł niż na 85 mm i film.
@baron13 no może rozwiń myśl jaki to trzeba mieć inny pomysł na portret obiektywem 50 mm, skoro jest to ta sama perspektywa co 85 na filmie. Innymi słowy patrząc w wizjer aparatu widzisz w jednym i drugim to samo. Drobnych różnic w GO i rozdzielczości prawie nikt nie zauważy poza Tobą oczywiście.
I nie wiem po co wplątujesz tutaj komórkę do portretu? komórkę która ma potężną głąbie ostrości, małą ogniskową i ogólnie dyskusyjną jakość zdjęć.
Ogólnie to chyba mało kto tutaj wie o co Ci właściwie chodzi...
@jajaja: Gdybym tylko ja widział różnice ta 50-ka nie miał by opini mydlanej.
A niech se jest mydlana, w czym to przeszkadza? :-) APS-C to sensor na mniejszy format druku niż FF, wiec nie robi to większej różnicy. No chyba, że ktoś od mniejszego sensora oczekuje troszkę zbyt wiele. Za to dystorsja powinna być mniejsza ;-)
Pomysł to trzeba mieć przede wszystkim na swój sprzęt. Trzeba go znać i być świadomym jego limitów. A do pracy/hobby podchodzić bez kompleksów.
Dla uściślenia: 50mm na APS-C daje ekwiwalent kąta widzenia ogniskowej 75mm dla Nikon i 80mm dla Canon, a więc perspektywa jest jednak nieco inna, bo trzeba będzie podejść kroczek bliżej ;-)
@Sawydz: Nie buldożył bym się gdyby gość zaznaczył "otrzymamy prawie to samo". To raz dwa, niestety, portrety panie oglądają pod lupą. Potencjalnego focistę trzeba ostrzec. A co do druku widziałem bilboard z posłem pstrykniętym kompaktem któremu af skoczył na tło. Da się, nawet tak.
Baron13, a ja uważam przeciwnie. Facet miał rację, i po takim wykładzie, ktoś idzie robić zdjęcia z tym co ma, a nie popada w kompleks braku FF i wystawia nerkę na aukcję. Przecież oczywistym (teoretycznie) jest, że APS-C to co najwyżej wstęp do świata profesjonalnej fotografii, i wszystko w tym formacie to jedynie "prawie to samo". To troszkę tak jak byś do kogoś mówił, że "przyjedziesz samochodem bo ma koła i więc się toczy". Nie mówisz tak, prawda? ;-) Nie zaczniesz również uczyć od słów: "powiem ci wszystko co wiem, ale na koniec i tak nie będziesz mógł tak zrobić", bo to całkowicie bezsensu. Kupa "prosów" gubi się przy przeliczaniu ogniskowych, lub wiąże perspektywę z ogniskową, ale nie przeszkadza im to w robieniu genialnych zdjęć. Bo robiąc zdjęcia, światło trzeba widzieć, a nie próbować policzyć :-P
Skrajne przykłady, że np. ktoś nakręcił film komórką, i potem ten film leciał w kinie, więc telefon może zastąpić kamerę RED, albo bilbord robiony kompaktem i inne takie, zostawmy dla forum onetu, ok? ;-)
@Sawydz: Ta 50-ka jako portretówka to jest swego rodzaju społeczne zagadnienie. To nie tylko ten jeden pan w tiwi, to swego rodzaju wiedza branżowa. Dlatego się buldożę. Jeszcze dla tego, że wiele razy mówiłem ludziom, że o ile nie stawiają ostrych wymagań jakościowych, to oczywiście to dobry pomysł, by uzyć akurat tego szkła, ale uwaga, różni się od prawdziwej portretówki i to wylezie w niesprzyjających okolicznościach. Jeśli tak powiem, to i można se popstrykać i unikniemy pantofelkiem bez ciemię od modelki. A w ogóle jak kto nie widzi różnicy, to po co się starać?
Ale w takim razie nie widzę jakie jest możliwe rozwiązanie. Na APS-C zawsze uzyskasz inny efekt niż na FF, który z kolei będzie się różnił od MF. A wiec portret wyłącznie dla szczęśliwych posiadaczy np. PhaseOne, a reszta to co najwyżej landszafty może, tak? ;-) Bo przecież nawet Canon EF 85 mm f/1,2 L II USM za 8 kilozyla na APS-C będzie mieć gorsze parametry niż na FF. Paranoja :-P Jak tu robić zdjęcia jak zawsze będzie źle? :-P
Tzn, ja się z Tobą zgadzam, to wszystko zawiera się w moim "znaj swój sprzęt", ale stanowczo staję w opozycji do wszelkich stwierdzeń, które mogły bo kogoś powstrzymywać przed wyjściem z domu i robieniem zdjęć.
A fotografia to sztuka, i moim zdaniem nie wolno próbować opisać jej wzorem. Nauka ma być ewentualną pomocą, nie przeszkodą :-) Można wykonać poprawny i piękny portret szkłem 50mm na APS-C, choć nei należy oczekiwać 100% profesjonalnych efektów, i tyle.
@Sawydz: Ty się zgdzasz, ja się zgadzam. Dyskusja gdzie przebiega lina wystarczającego podobieństwa (cienka i czerwona) nie da rozstrzygnięcia. Faktycznie lepiej zająć się pstrykaniem.