Pentax smc D FA 100 mm f/2.8 Macro WR - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Jak mały jest Pentax smc D FA 100 mm f/2.8 Macro WR pokazuje poniższe zdjęcie, gdzie stoi on obok Canona EF 100 mm f/2.8L IS USM. Oba obiektywy mają dokładnie takie same parametry i oba kryją pełną klatkę. Canon ma co prawda wbudowaną stabilizację obrazu, ultradźwiękowy silnik autofokusa i nie zmienia swoich rozmiarów, ale nawet po uwzględnieniu tych faktów różnica w gabarytach jest naprawdę spora.
Filigranowość obiektywu, a jednocześnie jego solidność i nawiązanie do stylistyki starszych obiektywów manualnych widać już przy pierwszym kontakcie. Od razu mamy wrażenie obcowania z czymś innym niż typowy, współcześnie produkowany obiektyw. To w zasadzie cecha rozpoznawcza Pentaksa. Jak nie ma nietypowych parametrów w postaci ogniskowej czy światła, to nietypowy niech będzie choć wygląd lub gabaryty. Podczas gdy nasz rynek zalewany jest takimi samymi lub prawie takimi samymi produktami, które często różnią się tylko logo na obudowie a powstały w tej samej fabryce, taka oryginalność jest naprawdę miłym urozmaiceniem.
Obiektyw zaczyna się metalowym bagnetem, wewnątrz którego tkwi nieruchomo soczewka o średnicy 3 cm. Bagnet otacza czerwona uszczelka. Kolor dobrany ciekawie, wraz z niebieskim napisem „WR” na obudowie, w oryginalny sposób przełamuje czarno-białą klasyczną monotonię reszty korpusu.
Dalsza część obiektywu, pokryta czarną farbą, podobnie jak bagnet, jest metalowa. Najpierw natrafiamy na napis: „PENTAX 100”, a pod nim „MACRO WR” informujący nas, że mamy do czynienia z uszczelnionym obiektywem makro. Po obu stronach napisu znajduje się karbowanie, które ma polepszać uchwyt. Po drugiej stronie mamy napis: „Assembled in Vietnam”. W tej klasie cenowej zdecydowanie wolelibyśmy aby było to „Japan”. Cóż jednak zrobić – globalizacja i cięcie kosztów…
W dalszej części obudowy znajdziemy skalę głębi ostrości naniesioną dla wartości przysłony f/32 i f/16. Zaraz za nią mamy wciętą częściowo w obudowę skalę odległości. Jest ona wyrażona w stopach i w metrach, a dodatkowo podaje informację o skali odwzorowania. Skala rusza się poprzez ruch pierścienia do manualnego ustawiania ostrości. Pierścień jest wygodny, a to za sprawą karbowania, które ma szerokość 13 mm. Operuje się nim sprawnie. Przebieg całej skali odległości wymaga obrotu o kąt około 310 stopni. Jest to dostatecznie duża wartość aby zapewnić precyzyjne nastawy. Szkoda, że producent nie zdecydował się na zastosowanie ogranicznika skali, który przyspieszyłby pracę mechanizmu ustawiającego ostrość w konkretnych zastosowaniach.
Ruch pierścienia powoduje dwie zauważalne (słyszalne) rzeczy. Przede wszystkim z obiektywu dochodzi dość wyraźne i nieprzyjemne rzężenie. Nie wiem czy jest to norma, czy przypadłość tego konkretnego egzemplarza, ale nie jest to miły dla ucha efekt. Druga rzecz to wysuwanie się przedniego układu soczewek na odległość około 46 mm. Gdy przechodzimy do minimalnej odległości ostrzenia, obiektyw powiększa się i co ciekawe, tubus który trzyma przedni układ soczewek jest wykonany z tworzywa sztucznego. Przednia soczewka ma średnicę troszkę ponad 3 cm i chowa się w tubusie na głębokość prawie 2 cm. Jest przy tym otoczona nierotującym mocowaniem filtrów o średnicy 49 mm.
Jeśli chodzi o konstrukcję optyczną, mamy tutaj do czynienia z 9 soczewkami ustawionymi w 8 grupach. Wewnątrz obiektywu znajdziemy jeszcze kołową przysłonę o ośmiu listkach, którą możemy domknąć do f/32.
Kupujący dostaje w zestawie oba dekielki, osłonę przeciwsłoneczną oraz usztywniany futerał z materiału.