Carl Zeiss Apo Sonnar T* 135 mm f/2.0 ZE/ZF.2 - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Na poniższym zdjęciu testowany obiektyw stoi pomiędzy Canonem EF 100 mm f/2.8L IS USM Macro a Zeissem Makro Planarem 50 mm f/2.0 T*.
Carl Zeiss Apo Sonnar T* 135 mm f/2.0 ZF.2 to klasyk w najlepszym tego słowa znaczeniu. Klasyczne jest tutaj wszystko, od parametrów po jakość i solidność wykonania. Tutaj nie znajdziemy nietrwałych elementów z tworzywa sztucznego – mamy do czynienia z samym metalem i szkłem.
Obiektyw rozpoczyna się metalowym bagnetem, który otacza styki i tylną soczewkę o średnicy 30 mm. Dla ostrości ustawionej na nieskończoność soczewka ta znajduje się tuż poniżej styków, a przy przejściu do minimalnej odległości ogniskowania chowa się na głębokość aż 4 centymetrów. Jej otoczenie jest przy tym bardzo ładnie wyczernione i zmatowione. Jedyne zastrzeżenie można mieć do jednej, sporej śruby, której wierzchołek nie został pokryty czarną farbą.
W przypadku obiektywu na mocowaniu Nikon F pierwszym elementem właściwej części obudowy obiektywu jest wąski i karbowany pierścień do zmiany wartości przysłony. Ma on niespełna 1 cm szerokości i pracuje należycie z krokiem 1/2 EV. Oczywiście sterując przysłoną z poziomu korpusu mamy dostępny krok 1/3 EV. Sam pierścień, z powodu niewielkiej średnicy i szerokości nie jest wygodny w użytkowaniu. Osoba o dużych palcach ma problem aby dotrzeć do niego, bo z jednej strony blokuje go korpus aparatu, a z drugiej poszerzający się szybko tubus obiektywu.
Gdy tubus dochodzi już do swojej normalnej średnicy, pierwszym elementem na jaki natrafiamy jest skala głębi ostrości ze znacznikami dla f/22, f/16 i f/11 oraz czerwony znacznik nieskończoności dla pracy w podczerwieni. Po przeciwnej niż skala stronie tubusu znajduje się informacja, że obiektyw został wyprodukowany w Japonii.
Największym elementem na tubusie jest pierścień do ustawiania ostrości, który ma szerokość aż 6 cm. Jego środkową część obejmuje metalowe karbowanie, pod którym znajduje się skala odległości wyrażona w metrach oraz w stopach. Pierścień pracuje idealnie – płynnie, a jednocześnie z należytym oporem, pozwalając przy tym na bardzo precyzyjne nastawy. Przebieg całej skali odległości wymaga obrotu nim o kąt aż 270 stopni – to naprawdę imponująca wartość.
Obiektyw kończy się srebrnym bagnetem służącym do mocowania osłony przeciwsłonecznej, który otacza nierotujące mocowanie filtrów o średnicy 77 mm. Ono dla odmiany otacza fragment obudowy z napisami zawierającymi nazwę i parametry obiektywu oraz jego numer seryjny i przednią soczewkę, która ma średnicę 64 mm.
Obiektyw ustawia ostrość ruszając całym układem optycznym, co powoduje, że przy przejściu do minimalnej odległości ogniskowania rozmiary instrumentu rosną aż o ponad 3 cm. W zamian za tę niedogodność dostajemy bardzo dobrą wartość minimalnej wartości ogniskowania, która wynosi 0.8 metra i jest lepsza niż u Canona i Nikkora 2/135. Lepszym wynikiem może pochwalić się tylko Zeiss 1.8/135 przeznaczony na bagnet Sony A.
Testowany obiektyw składa się z 11 soczewek ustawionych z 8 grupach. Aż cztery elementy wykonano ze specjalnego rodzaju szkła o nietypowej dyspersji, co ma zapewnić idealną korekcję aberracji chromatycznej. Wewnątrz konstrukcji znajduje się kołowa przysłona o dziewięciu listkach, którą możemy domknąć do wartości f/22. Nie można jeszcze nie wspomnieć o wysokiej klasy powłokach antyodbiciowych T*, które zostały nałożone na wszystkie granice powietrze-szkło.
Kupujący dostaje w zestawie oba dekielki i osłonę przeciwsłoneczną. Szkoda, że w tej cenie producent nie zdecydował się na dodanie futerału. Metalowa i pokryta czarną farbą obudowa jest łatwa do zarysowania, więc ochrona w postaci futerału na pewno by się przydała.