Canon EOS R - pierwsze wrażenia
1. Canon EOS R - pierwsze wrażenia
Budowa i jakość wykonania
Na koniec należy wspomnieć o grupie złącz, które umieszczono za zaślepkami na jednej z bocznych ścianek. Znajdziemy tam USB typu C, HDMI, wejście mikrofonu, wyjście słuchawkowe i gniazdo do podłączenia pilota zdalnego sterowania.
Użytkowanie
Obsługa Canona EOS R nie jest tak oczywista, jak np. Fujifilm X-T2, czy nawet Olympusa E-M1. Aparatu po prostu musimy się nauczyć. W kwestii "klawiszologii" producent nie zdecydował się na powielenie sprawdzonych i docenianych przez wielu użytkowników rozwiązań z zaawansowanych lustrzanek systemu EOS i zaproponował nam nieco odmienną koncepcję. W rezultacie czułem się nieco zagubiony w pierwszych chwilach spędzonych z EOS-em R i dopiero wraz z upływem czasu doceniałem jego walory użytkowe. Nie wiem nawet, czy jest sens omawiania układu przycisków i opisywania ich funkcji, bowiem niemal każdy guzik na obudowie możemy skonfigurować wg własnych preferencji, a liczba oferowanych opcji jest tu przeogromna. Spróbujmy jednak przybliżyć nieco sposób obsługi nowego Canona.Gdy w menu wyboru trybów użyjemy przycisku INFO zostaniemy przeniesieni do kolejnego menu wyboru trybów, jednak tych związanych z filmowaniem. Być może właśnie ogrom dostępnych tam opcji leżał u podstaw decyzji o zrezygnowaniu z tradycyjnego koła wyboru trybów. Czy była to słuszna decyzja, ocenią użytkownicy.
Nie trudno zauważyć, że przy domyślnych ustawieniach aparat nie daje nam bezpośredniego dostępu do takich parametrów jak ISO, pomiar światła, czy tryb zdjęć seryjnych. Możemy dość szybko dostać się do nich wywołując menu podręczne przyciskiem Q-SET, jednak wiele osób oczekuje prostszego sposobu. W rezultacie, tak jak pisałem, w pierwszym kontakcie z EOS R dochodzimy do wniosku, że aparat nie jest zbyt intuicyjny w obsłudze, a umieszczenie na obudowie np. niezbyt użytecznego przycisku LOCK, czy nie do końca przemyślanego paska dotykowego, tylko utwierdza nas w tym przekonaniu. Sytuacja zmienia się o 180 stopni, gdy zajrzymy do menu i zapoznamy się z możliwościami personalizacji nowego EOS-a. Okazuje się, że niemal każdemu guzikowi możemy przypisać jedną z kilkudziesięciu opcji. Także pracę obydwu kół sterujących oraz pierścienia na obiektywie możemy zdefiniować według własnych upodobań, co ilustrują poniższe filmy.
Oddzielny akapit warto poświęcić mechanizmowi ustawiania ostrości. W aparacie zastosowano matrycę Dual Piksel CMOS AF, a wykorzystanie podwójnych pikseli odpowiedzialnych za detekcję fazy pozwoliło utworzyć na całej powierzchni sensora ponad 5600 punktów AF. Jest to niewątpliwy rekord, a do tego producent chwali się, iż zakres detekcji tych punktów rozpoczyna się od -6EV, a sam proces ostrzenia zajmuje rekordowe 0.05 sek. To także wartości, które robią wrażenie, a kilka godzin spędzonych z EOS-em R tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jest to jedynie chwyt marketingowy. Autofokus testowałem z obiektywami Canon RF 24-105 mm f/4L IS USM oraz RF 50 mm f/1.2L USM i w obydwu przypadkach działał on znakomicie. Fotografowałem w bardzo ciemnych pomieszczeniach i nawet przy przysłonie f/1.2 autofokus się nie gubił i poprawnie w mgnieniu oka ustawiał ostrość w oczekiwanym punkcie. A muszę przyznać, że nie miałem czasu aby pobawić się dość zaawansowanymi ustawieniami AF, którym poświęcono aż 5 zakładek w menu, gdzie możemy dostosować jego pracę do naszych potrzeb, czy zastanej sytuacji.
Spośród 500 zrobionych zdjęć trudno znaleźć mi jakiekolwiek, w którym AF wyraźnie się pomylił. Zdecydowanie większym problemem okazały się poruszone zdjęcia będące wynikiem użycia zbyt długich czasów, niż sam mechanizm ustawiania ostrości. I tu dochodzimy do kolejnej rzeczy, na którą możemy ponarzekać. Otóż konstruktorzy Canona nie zdecydowali się na zastosowanie w aparacie mechanizmu stabilizacji matrycy, co w erze stabilizowania pełnoklatowych matryc z efektywnością sięgającą 4-5 EV woła o pomstę do nieba.
Wróćmy jeszcze na chwilę do AF, a konkretnie do sposobu wybierania pola/pól, w których ostrość ma być ustawiana. Opcji tych jest bardzo dużo, możemy wybrać centralne pole w różnych rozmiarach, a także pole centralne wraz z różną liczbą pól je otaczających. Oczywiście możemy też wybrać jedno spośród ponad 5600 wszystkich dostępnych pól, co okazuje się dość karkołomne korzystając z przycisków kierunkowych. Przesuwanie pola trwa wieczność, a jedyne co ratuje sytuację, to przyśpieszenie tego procesu poprzez przytrzymanie przycisku kierunkowego. Wówczas pole przesuwa się nieco szybciej. Pozostaje nam więc do dyspozycji wybór pola poprzez przesuwanie palca na dotykowym ekranie LCD. Osobiście nie lubię tego rozwiązania, bowiem nosząc aparat na szyi dość często położenie tegoż pola zmienia mi się samoczynnie. W rezultacie już po paru minutach szukałem, gdzie wyłącza się tę opcję w menu. Udało mi się ją znaleźć, co spowodowało, że robiąc zdjęcia korzystałem z tradycyjnej metody przekadrowywania i tęskniłem za dżojstikiem, który znaleźć można w bezlusterkowcach firm Fujifilm, Panasonic, Sony, a także od niedawna Nikon.
Wizjer, wyświetlacze i menu
Canon EOS R został wyposażony w dotykowy ekran LCD o przekątnej 3.15 cala i rozdzielczości ok. 2.100.000 punktów. Jakości wyświetlanego na nim obrazu trudno cokolwiek zarzucić, gdyż nie odbiega on od tego, co oferuje konkurencja w swoich flagowych produktach. Sposób odchylania monitora zdradza, iż konstruktorzy chcą zainteresować swoim produktem także osoby zajmujące się wideofilmowaniem.W aparacie znajdziemy też pomocniczy ekran monochromatyczny umieszczony na górnej ściance. Rozwiązanie to znane z zaawansowanych lustrzanek coraz częściej pojawia się w bezlusterkowcach. O ile w tych pierwszych było nie do przeceniania, o tyle w bezlusterkowcach, które dysponują wizjerami elektronicznymi i odchylanymi ekranami LCD, jest jedynie miłym dodatkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że obecność tegoż ekranu w EOS-ie R należy zaliczyć na plus, a tak jak pisaliśmy, dodatkowo możemy zmieniać zestaw parametrów, który jest na nim wyświetlany (przy wyłączonym aparacie pokazywany jest jedynie wybrany tryb).
Podsumowanie
Canon EOS R podczas prezentacji w Londynie przedstawiany był jako produkt rewolucyjny, który ma wprowadzić nas w przyszłość fotografii. W momencie, gdy na rynku są już bezlusterkowce z matrycami średnioformatowymi, a Sony swój system pełnoklatkowy dopracowuje i rozwija od 2013 roku, trudno nie odnieść wrażenia, iż konferencja Canona odbyła się o dobre kilka lat za późno, a hołubienie nowego bezlusterkowca było przysłowiowym robieniem dobrej miny do złej gry. Z drugiej strony, choć EOS R nie jest produktem przełomowym, to Canon nie musi wstydzić się swojego debiutu na rynku pełnoklatkowych bezlusterkowców. Aparat działa szybko, ma genialny autofokus, generuje dobrej jakości zdjęcia, a do tego oferowany jest wraz z obiektywami o świetnych parametrach, których na próżno szukać u konkurencji. Niestety nie pozostało to bez wpływu na ich rozmiary, o czym pisaliśmy tutaj. Z drugiej strony brak stabilizacji matrycy i jeden slot na kartę pamięci pozostawiają spory niedosyt. Także nieco nowatorskie i dyskusyjne podejście do "klawiszologii" sprawia, że niektórzy EOS-a R pokochają, a inni go znienawidzą. Ja, po całym dniu spędzonym z aparatem, jeszcze nie wiem, do której grupy się zaliczam.Na koniec zapraszamy do obejrzenia galerii przykładowych zdjęć wykonanych opisywanym aparatem.