Sfotografuj tranzyt Merkurego
W najbliższy poniedziałek, 9 maja, w godzinach od 13:12 do 20:42 naszego czasu, na tle tarczy słonecznej będzie przechodził Merkury. Ostatnio z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia 8 listopada 2006 roku, ale nie było ono widoczne z Polski.
W Warszawie zjawisko rozpocznie się w momencie, gdy Słońce będzie znajdować się na wysokości 54 stopni nad horyzontem. Środek zjawiska wystąpi o godzinie 16:54 na wysokości 32 stopni nad horyzontem. Słońce zajdzie o 20:16 czyli niespełna pół godziny przed końcem tranzytu.
![]() Przejście Merkurego na tle tarczy słonecznej z 8 listopada 2008 roku. Źródło: Wikipedia. |
Fotografowanie tranzytu Merkurego nie różni się niczym od fotografowania tranzytu Wenus lub zaćmienia Słońca. Artykuły poświęcony tym zjawiskom już publikowaliśmy więc zainteresowanych konkretnymi poradami Czytelników odsyłamy bezpośrednio do nich:
![]() Przejście Merkurego na tle tarczy słonecznej z 8 listopada 2008 roku. Źródło: Wikipedia. |
Komentarz można dodać po zalogowaniu.
Zaloguj się. Jeżeli nie posiadasz jeszcze konta zarejestruj się.
Nuuuda. Są ciekawsze tematy. Ale miło, że optyczne informują.
Tranzyt Wenus zaliczyłem. Merkurego mogę sobie odpuścić:) Cieszy mnie to, że optyczne informują o tego typu zjawiskach. Szkoda tylko, że o zorzach widzianych w Polsce mówią dzień po...:(
Właściwie powtórzę powyższą opinię: tranzyt Wenus zaliczyłem, Merkurego mniej efektowny (zaliczę go pewnie tylko wizualnie), świetnie że Optyczne informują o tych zjawiskach. Jeśli chodzi o zorze - czy mówisz to z przymrużeniem oka? Nie sposób z zadowalającą pewnością przewidzieć takie zjawisko, choć istnieją "alerty zorzowe"...
Melduje gotowość, lornetka z folią Baadera już czeka na tranzyt :D
Kupiłem szkło do maski spawalniczej: 5 płytek 10 DIN każda.
Trochę małe (10cm x 8cm).
Ale chyba wystarczy przy f/22?
Dyfrakcja Ci zje tego małego Merkurego :)
U mnie na czas tranzytu zapowiadają deszcz i burzę :(
Mam nadzieję, że jednak prognoza się nie sprawdzi, bo sprzęt już czeka!
Ja sprzęt przygotowałem ale będę w pracy. Zastanawiam się czy zatargać tam cały majdan czy sobie odpuścić. Może pogoda za mnie zadecyduje.
Faktycznie, dzięki Arek!
Spróbuję zatem nie karmić dyfrakcji.
Zależy jakiego obiektywu chcesz użyć, f/22 to nie ten sam otworek dla każdego obiektywu.
Niech kto pisze i myśli co chce, ale patrząc na powyższe zdjęcia nie uwierzę, że przejście planety wielkości Merkurego czy nawet Ziemi, przez tarczę gwiazdy odległej od nas, dajmy na to, o kilkadziesiąt lat świetlnych lub jeszcze dalej, może dać zauważalny efekt w postaci zmniejszenia jasności takiej gwiazdy, uchwytnego przez ziemskie przyrządy obserwacyjne. Jeżeli takie zmiany natężenia jasności zachodzą, to idę o zakład, że ich przyczyna jest całkowicie inna i wyciąganie z tego wniosków, że "odkryto nową planetę" kojarzy mi się raczej z szarlatanerią lub co najmniej z technikami propagandowymi, niż z rzetelną nauką.
Soniak10 - nauka to nie kwestia wiary. Na szczęście.
W większości przypadków tranzyty obserwowane u dalekich gwaizd są spowodowane przez planety większe niż Merkury i poruszające się po ciaśniejszych orbitach.
Arek - chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak wielką rolę w nauce odgrywa WIARA. Nie mam na myśli wiary religijnej, rzecz jasna, ale wiary w to, że metody, którymi się posługujemy, uważamy za dające takie-a-nie-inne rezultaty, dopóki ktoś inny nie udowodni, że może jednak ta metoda nie jest taka pewna, jak się wcześniej wydawało.
W ogóle jak patrzę na lawinowy wysyp "odkrytych egzoplanet", których jest już ponad 2 tysiące, to zaczynam się bać co się stanie, gdy ktoś jednak stwierdzi, że metoda "przez tranzyt" jest niewiarygodna i trzeba będzie te tysiące "egzoplanet" wyrzucić do kosza. Myślę, że opór "naukowej materii" przed przyjęciem takiego odkrycia będzie nieporównanie większy, niż był w średniowieczu opór przed uznaniem, że Ziemia kręci się wokół Słońca. Facet, który to odkryje, będzie miał przechlapane wśród naukowców, WIERZĄCYCH, że odkrywali egzoplanety.
BTW: Arku, zdaje się, że im ciaśniejsza orbita takiej domniemanej planety, tym MNIEJSZA zmiana jasności gwiazdy, prawda? Przecież gdyby nasz Księżyc był bliżej Słońca, to całkowitych zaćmień byśmy nie obserwowali?
Wystarczy obiektyw typu 300mm do tego szary filtr 3EV przysłona 11-13 i czas 1/4000 i efekt powinien być ok.
Ja mam zamiar podpiąć pod 600mm tc1.4 lub 2x, f11 i dać filtr szary 3ev i powinno być ok
Soniak10 - podkreślam, że to nie wiara - to weryfikacja. Weryfikacja metody, błędów, dokładności. Planety odkryte za pomocą tranzytów są obserwowane też przy pomocy innych metod.
"Wiara" w obalenie teorii względności nie uchroniła błędnego pomiaru prędkości światła przed dyskwalifikacją. "Wiara" w istnienie nadprzewodnictwa w temperaturze zamrażarki domowej też nie pomogła.
Ale przecież Soniak10 nie jest naukowcem i może "nie wierzyć" w metodę detekcji planet poprzez pomiar jasności macierzystej gwiazdy.
Opieranie metody naukowej na matematyce, fizyce i logicznej argumentacji a nie na przeświadczeniach jest podstawą wszelkiej nauki.
Ładnie napisane cygnus :)
Soniak10 ma rację w jednym. Merkurego tą metodą obecnie byśmy nie wykryli, bo jego tranzyt to ubytek 0.004% światła. A te tranzyty, które obserwujemy mają głębokości o 2-4 rzędy wielkości większe.
To wyszedł przy okazji ciekawy temat.
Wyobrażam sobie że takie "neptuny" da się wykryć metodą takiej detekcji.
Ale może ktoś wytłumaczy jaki jest wpływ tranzytu Ziemi na obserwowaną jasność Słońca - i jakim cudem podobnej wielkości i podobnie odległe planety mogą być wykrytetą techniką ? A tylko takie parametry zapewniają ewentualność zaistnienia życia białkowego prawda ?
@Arek & cygnus:
1' : oto pierwszy-lepszy cytat z Wikipedii:
"Na początku lat 60. XX wieku, Peter van de Kamp błędnie postulował istnienie co najmniej jednego gazowego olbrzyma na orbicie wokół Gwiazdy Barnarda – teza ta była powszechnie akceptowana przez innych astronomów."
To jedno zdanie, powtarzane w różnych synonimicznych wersjach we wszelkich opracowaniach naukowych, dobitnie pokazuje istotę zagadnienia, że mianowicie cała "metoda naukowa" sprowadza się do "zaakceptowania" lub "niezaakceptowania" wyników badań, czyli de facto do UWIERZENIA w ich prawdziwość, bądź BRAKU takowej WIARY. Słowo "akceptacja" (i pare jeszcze wyrazów bliskoznacznych) jest w terminologii naukowej właśnie substytutem słowa WIARA, ale przyjęło się uważać samo słowo WIARA za BEEE i naznaczone piętnem "nienaukowości". To przejaw pewnego (żałosnego) kompleksu współczesnych środowisk naukowych.
2' : metoda "tranzytu" zakłada (podobno), że planeta, przechodząc przed tarczą swojego słońca, zasłania część emitowanego przez nie światła. Zjawisko POWTARZA SIĘ PERIODYCZNIE Z OKRESEM RÓWNYM OKRESOWI OBIEGU PLANETY WOKÓŁ SWOJEJ MACIERZYSTEJ GWIAZDY.
I tu mam kolejne pytanie: na jakiej podstawie poczyniono takie założenia (mam na myśli to napisane dużą czcionką), skoro taki np. Merkury (że już się go uczepię) ma okres obiegu wynoszący, bodajże, 88 dni ziemskich, a jego tranzyt można obserwować raz na kilka lat? To skąd pewność, że inne planety, odległe o nie-wiem-ile lat świetlnych, przesłaniają swoje gwiazdy w taki sposób, że miałoby to być REGULARNIE WIDOCZNE z Ziemi przy każdym jej obiegu wokół gwiazdy?
Może i "gupi-żem-jest", ale... coś mi tu nie do końca pasuje.
Ps: Arku, mam nadzieję, że nie uznasz moich wypocin za "trolowanie" i nie zbanujesz mnie za to, hę?
;-)
Wenus jest wielkości Ziemi i jej tranzyt zabiera prawie 0.2% światła. To mało, ale w zasięgu Keplera. A przecież planety wielkości Ziemi mogą krążyć wokół mniejszych od Słońca gwiazd więc wtedy ubytek procentowy jest większy i bez problemów wykrywalny.
Tutaj masz przykład zaćmienia o głebokości 0.4% spowodowanego tranzytem:
link
Soniak10 - to kwestia geometrii. Tranzyt Merkurego powtarza się co 88 dni, ale nie ma już komu go obserwować, bo Ziemia jest już na innym miejscu swojej orbity :) W przypadku odległych gwiazd i krążących wokół nich planet tranzyt (jeśli znajdujemy się w płaszczyźnie ruchu orbitalnego planety) powtarza się co pełen obieg, bo obserwator nie bierze udziału w ruchu orbitalnym wokół tamtejszej gwiazdy lecz ogląda całość z daleka, z zewnątrz.. A okres tego obiegu wyznaczają nam prawa Keplera.
Analogicznie dla obserwatora znajdującego się daleko, który nie krąży wokół Słońca, tranzyt Merkurego powtarzałby się co 88 dni.
Abstrahując już od tego, że nie znamy żadnego procesu fizycznego, który choć w minimalnym stopniu tłumaczyłby kształt krzywej zmian blasku, jak widzimy w tranzytujących układach.
@Cygnus: problem z tym pomiarem prędkości światła i z teorią względności w ogóle, w porównaniu do teorii egzoplanet i innych współczesnych naukowych wynalazków, był taki, że w tamtych latach CAŁY świat naukowy był zainteresowany po prostu poznaniem PRAWDY na temat, podjęty przez Alberta E. Nie było żadnych ideologicznych i politycznych podtekstów przy weryfikacji tych rewelacji. Natomiast dzisiaj CAŁY ŚWIAT jakby dostał biegunki i na wyprzódki szuka czego-tylko-może, żeby "udowodnić" iż wszelkie idee, wykraczające poza możliwości poznawcze rozumu (czyli zwłaszcza religie) są godne co najwyżej wyśmiania. Stąd zwróć uwagę, że pierwszym wnioskiem z każdej takiej obserwacji, jest powtarzane jak mantra zdanie "TAM MOŻE ISTNIEĆ ŻYCIE". W dodatku skoro już "odkryliśmy 2000 egzoplanet, na których MOŻE ISTNIEĆ ŻYCIE, to ono NA PEWNO GDZIEŚ ISTNIEJE"! Na ten właśnie cel, tzn na "udowodnienie" że życie jest we wszechświecie powszechne (ergo: że jego powstanie nie wymagało interwencji żadnej Istoty Nadprzyrodzonej), idą kolosalne pieniąchy, które z kolei uzależniają od siebie naukowców, a ci jak już w ten wir wpadną, to będą bronić swojej paranaukowej WIARY bardziej, niż nasi przodkowie niepodległości.
I taka jest właśnie różnica miedzy światem nauki sprzed 80-90 lat (czyli generalnie: sprzed zwycięstwa rewolucji bolszewickiej w Rosji), a współczesnym: tamci naukowy szukali OBIEKTYWNEJ PRAWDY, natomiast współcześni szukają DOWODÓW SWOICH RACJI. To subtelna, ale jakże znacząca różnica!
Ja myślę, że oba typy naukowców były i wtedy i są teraz. To się akurat nie zmieniło.
Arku: NIE ZNAMY ŻADNEGO PROCESU FIZYCZNEGO...
i tu jest "hund begraben", jak mawiali starożytni Francuzi ;-)
Czyli nauka czeka na kolejnego Einsteina, który odkryje proces, jakiego jeszcze nie znamy i wyjaśni przyczyny obserwowanych zmian jasności gwiazd?
W końcu, np., jeżeli przestrzeń jest zakrzywiona, to dlaczego nie mogłaby też drgać? Podobnie, jak drga powietrze nad rozgrzaną powierzchnią gleby? Przecież jeżeli mówimy o odległościach rzędu wielu lat świetlnych, to światło natrafia na swej drodze obszary o rozmaitych cechach fizycznych i ich rozmaitej dynamice: różnej temperaturze, rozmaitym natężeniu takiego-czy-innego promieniowania, różnej grawitacji itd. Dlaczego te czynniki nie miałyby wywoływać efektu zmiany jasności gwiazd? A jak do tego jeszcze dodamy fale materii, to ho-ho-ho...
@Arek: może i tak, ale zmieniły się proporcje liczebności tych kategorii naukowców i zachowanie tych, poszukujących obiektywnej prawdy: zostali oni zepchnięci do ostrej defensywy. A zaczęło się to od Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, której zwycięstwo poskutkowało wprzęgnięciem nauki do polityki i ideologii. To przecież bolszewicy wprowadzili do obiegu lub przynajmniej szeroko rozpowszechnili, pojęcie "światopoglądu naukowego" i podporządkowali sobie całą naukę w krajach, które opanowali. Wcześniej to zjawisko, czyli uzależnienie nauki (i jej finansowania) od ideologii i zapotrzebowania politycznego, nie było tak oczywiste. Obecnie skala problemu urosła do rangi dramatu.
No cóż, fajnie się gada, ale trzeba kończyć, bo jutro trzeba być świeżym i wypoczętym, żeby do czegoś się firmie przydać, prawda?
Pozdrawiam.
Soniak10 - ależ Ty nadinterpretujesz. Nie znamy żadnego procesu fizycznego, ale zmiany geometryczne świetnie tłumaczą to co widzimy. Tranzyty to prosta geometria. A resztę załatwia brzytwa Ockhama.
@Soniak - jeśli już to to zjawisko ( i światopogląd "naukowy" ) to wynalazek XVIII i Rewolucja ale ta Francuska.
@Arek - z jakiej odległości Kepler wykrywa te 0,2% ?
focjusz - różnej :) Kepler patrzy w jedno pole, w którym znajduje się wiele gwiazd leżących w różnych odległościach od nas.
W sumie, lepiej żeby niebo było zachmurzone ;)
@Soniak10 punkt widzenia spraw wiary zależy od punktu siedzenia. Dla mojego starszego kuzyna nauka to bajki. Nie wierzy fizyce, nie wierzy matematykom, Słońce obraca się wokół Ziemi (sic!), wierzy tylko w to co widzi np. mechanikom samochodowym, czy hydraulikom.
Lekarzom też nie wierzył. Do czasu choroby. Teraz jest po kilku USG, po jednej tomografii, po rezonansie. Miał nawet pretensje (mimo tego, że na ekranie naprawdę nic nie było widać i lekarz bardziej opierał się na wierze niż na twardych faktach), że za krótko był badany. Teraz, jak go boli wierzy w każdy lekarski grymas i westchnienie. Nareszcie uwierzył, że trzeba przestać palić, a i leczenie bólu gardła kieliszkiem wódki oraz łyżeczką cukru zaprawioną kroplami miętowymi nie jest dobrym pomysłem.
Naukowcy są wychowani w wierze jak duchowni i jest to podstawą ich egzystencji. A ludzie tak naprawdę zaczynają wierzyć (bo przecież nie rozumieć) naukowcom, gdy zaczyna im się to opłacać.
A brzytwa Ockhama o której wspomniał Arek, czyli niezmyślanie cudownych powodów czegoś, co można na logikę wytłumaczyć w praktyce działa tak:
jak pójdę do lekarza z gorączką i łamaniem w kościach to medyk będzie wierzył, że jest mi grypa, a nie rak. Chyba, że położę mu przed nosem bilet lotniczy ze środkowej Afryki, więc lekarz uznaje, że grypa, albo malaria, ale raczej nadal nie wierzy w raka kości. No chyba, że będą się łamać pod wpływem jego obmacywania. Zimą (gdy jest cały tłum z gorączką takich jak ja) lepiej nie kombinować i na razie zostać przy grypie. Gwiazd też są tłumy i zjawisko powinno być popularne i powtarzalne.
Aha jeszcze drobiazg: tranzyty planet jeszcze chwilowo pieniędzy gospodarce narodowej nie przynoszą. Ale kiedyś?? Kto wie?
Opinia lekarza, że gorączka i łamanie w kościach nie są objawami raka, nie wynika z jego wiary, tylko wiedzy.
@+tof: Akurat w przypadku diagnozy, to lekarz powinien sprawdzić cały pakiet chorób i zwykle sprawdza, tylko pacjent o tym nie wie. Po co mu tłumaczyć, że obmacuje się go w poszukiwaniu powiększonych węzłów chłonnych, które są objawem zaawansowanego nowotworu. Brzytwa Ockhama działa inaczej :-)
Wiedza to nic innego jak wielokrotnie powtarzany akt wiary. Tysiąc razy coś się sprawdziło i wierzę, że zadziała 1001-szy, a to przeświadczenie nazywam wiedzą.
Wiecie, że dwie różne metody pomiarów wskazują na różne czasy rozpadu neutronu?
Nie potrafimy pomierzyć dokładniej więc wierzymy, że problem nie istnieje, zamiatamy go pod dywan i udajemy w oficjalnych podręcznikach, ze go nie ma.
A może to jest coś na kształt historycznej katastrofy nadfioletowej, a Arek i inni będą musieli duży kawał wiedzy wyrzucić do kosza na śmieci?
Bardzo Was proszę Baronie i Szablo jesteście mądrzy: postudiujcie medyczne książki. O ile lekarz może mieć coś co nazywamy wiedzą jak leczyć gdy wie jak się to coś nazywa, to sam proces diagnozy to jedna wielka zgadywanka i przypadek. Róbcie często badania w ujednoliconych warunkach: pory roku, dnia, najedzenia, nawodnienia. Analizujcie odchyłki, szukajcie trendów wzrostowych.
Pokładajcie nadzieję w medycynie, ale nie ufajcie lekarzom. Chcę z Wami długo korespondować. Wszystkie znane mi i !!wyleczone!! przypadki raka zostały wykryte metodami przesiewowymi, albo przez zupełny przypadek. Wszystkie inne zakończyły się śmiercią lub dużymi i trwałymi okaleczeniami ciała. Lekarze nie leczą z wszystkiego, a tylko z tego z czego się wyspecjalizowali. Na reszcie znają się słabo.
Kto się często posługuje brzytwą Ockhama często chodzi pokiereszowany, kto jej nigdy nie używa przypomina brodatego fanatyka religijnego. Niestety i tak źle i tak niedobrze. Gdyby Dirac zbytnio jej się trzymał nie wymyśliłby antymaterii. Tyle, że on był geniuszem i jemu wszystko było wolno, nie to co nam maluczkim. Nam zostaje kurczowo trzymać się brzytwy.
Nie masz racji - krótko mówiąc.
Mam wrażenie, że Panowie Soniak10 i +tof oczekują od nauk przyrodniczych czy tych o życiu (w ogóle: wszystkich innych niż ta królewska) takiej ścisłości jaką daje matematyka. Czyli jak się udowodni nowe twierdzenie, a dowód nie ma błędu (do sprawdzenia), to mamy w 100% pewny postęp w wiedzy, którego nikt nie zakwestionuje. W fizyce czy tam w moich naukach technicznych nie ma tak lekko. Jest sobie teoria, im więcej razy się sprawdza tym bardziej można jej ufać i uważać ją za element wiedzy naukowej, ale 100% pewności nigdy nie będzie. Zawsze może zdarzyć się, że ktoś zaproponuje lepsze (ogólniejsze, dokładniejsze, albo całkiem inne) wyjaśnienie zjawisk. Dlatego zgadzam się tutaj, że wiara tu występuje. Ona np. decyduje czy argumenty autora przekonają recenzenta, że badanie jest ok i można je opublikować. Jednego przekonają, innego nie.
:)) Szabla w czym racji? W medycynie? Mam nadzieję, że ludzie są lepsi niż o tym wiem, ale szczerze mówiąc watpię.
A jeśli chodzi o naukowość to widzałeś kiedyś milion? Ale nie taki zapisany na papierku, ale np. milion jabłek, albo cegieł, palców, lub nawet kropek? Liczyłeś je? Mnie uczyli u podstaw edukacji: jeden patyczek, dwa, 3, 4, 5 itd i mówili, że jest tak samo dla dużych liczb, ale nikt nigdy mi tego nie udowodnił. Pokazano mi tylko indukcję matematyczną, pokazano proces wnioskowania i musiałem przyjąć na wiarę, że milion gruszek stanowi zbiór równoliczny z ciągiem liczb naturalnych od 1 do miliona. To wiara, nie wiedza.
Tak samo było z wiarą w prawo przyciągania ziemskiego. Co podrzucę monetę to spadnie. I było tak, do czasu odkrycia mechaniki kwantowej. Bo jednak czasami nie spada tylko pływa mi pod nosem. Co prawda niewyobrażalnie rzadko, ale jednak się może zdarzyć. Szansa na to nie jest równa zero.
Zostanę z wiarą, że jak się potknę na schodach to spadnę. Tego jednakże, na pewno, nigdy nie mogę być pewien.
Ze 100% pewnością działa tylko model matematyczny, ale mogę tylko wierzyć, że sprawda się on w fizyce. Tylko tyle i aż tyle.
Nie! @TS, od życia nie wymagam pewności, wymagam tego tylko od modelu logicznego który sam sobie wymyśliłem. A ile ten model ma wspólnego z rzeczywistością to już jest właśnie kwestia wiary.
A teraz powrót do tematu głównego: u mnie na południu Polski chmury,a nawet zapowiadają deszcz. Z obserwacji Merkurego nici.
Mylisz konia z koniakiem, ot co :)
U mnie jednak piękna pogoda.
Niestety chyba nie spodziewałem się, że Merkury jest aż tak mały. Na moich zdjęciach prawie go nie widać. Taka mgiełka. Ginie w oparach dyfrakcji i aberracji :(
Wenus była przynajmniej czarna, a tutaj jest tylko zielono-żółto-pomarańczowa plamka. Obawiam się, że mam po prostu zbyt kiepski obiektyw...
Aberracja chromatyczna zabijja Ci Merkurego :)
Pocieszyliście mnie, nie za bardzo się przygotowałem i mam za małą rozdzielczość kątową. Przy zaćmieniu miałem przepalenie filtra zrobionego z dyskietki teraz, mam kłopot z maksymalnym wyostrzeniem. Średnica kątowa ~5-12 sekund jak dobrze zrozumiałem, nie ma prawa być widać :-)
link
Coś tam widać :)
No to u mnie wychodzi na to, poprzez porównanie, że cokolwiek. :-) Myślałem, że to zwykła plama na Słońcu, a to z położenia wynika, że jednak Merkury, Niestety, we wrocku właśnie się skończyło, bo lunęło.
Kolejne zdjęcia na forum:
link
Wypogodziło się, białe obłoki ale i słoneczko z wkładką widoczne.
Jak nie należało fotografować: za filtr robił kawałek dyskietki, ministatyw z oparciem o focistę. zasadniczy błąd, tryb Av, trzeba zablokować ekspozycję. Zdjęcie zostało prześwietlone. Canon 500D Samyang 800 mm. Niedostrzone bo mi słońce przepala folię w jakieś 20 s.
link
To chyba był Merkury?
Niestety, u mnie też w większości zachmurzone, a jak na pół godziny wyjrzało Słońce, to akurat byłem poza domem i nie miałem sprzętu. Cóż, żeby mieć kolejną szansę, będę musiał poczekać tyle, ile wynika z geometrii ruchu Merkurego względem Słońca i Ziemi ;-)
BTW: z obliczeń (nie z wiary !!) wychodzi mi, że Ziemia obserwowana z oddali na tle Słońca miałaby średnicę ok. 6,75 razy większą niż ta plamka, robiąca za Merkurego. W związku z tym pytanie do Arka: czy taki tranzyt Ziemi dawałby zmniejszenie jasności tarczy Słońca, dające się zmierzyć przyrządami, jakimi dysponuje współczesna nauka? I z jakiej odległości, bo przy wielu latach świetlnych, to Ziemia byłaby gruuubo poniżej słynnego "limitu dyfrakcyjnego", czyż nie?
Pytanie drugie: czy np. zjawisko "plam słonecznych" nie mogłoby dawać podobnego efektu w postaci zmian jasności tarczy gwiazdy, jak przejście innego ciała niebieskiego przez jej tarczę?
Pytanie drugie: czy np. zjawisko "plam słonecznych" nie mogłoby dawać podobnego efektu w postaci zmian jasności tarczy gwiazdy, jak przejście innego ciała niebieskiego przez jej tarczę?
Już pisałem, że Wenus ma rozmiar taki jak Ziemia więc jej tranzyt, tak jak tranzyt Ziemi jest w zasięgu teleskopu takiego jak Kepler. Limit dyfrakcyjny nie liczy się tutaj w ogóle. Ważne, że coś blokuje światło.
Plamy słoneczne dają efekt w postaci zmniejszenia jasności gwiazdy i to się też obserwuje. Krzywe zmian blasku są jednak inne, bo:
1. plamy zmieniają swój kształt, tworzą się i giną
2. plamy zmieniają swoje położenie wraz z rotacją gwiazdy, która jest często inna na równiku, a inna w okolicy biegunów.
W efekcie zmiany związane z plamami nie są tak ściśle regularne i nie mają takich ładnych, praktycznie idealnie powtarzalnych kształtów jak tranzyty.
@Arek: Czy masz dane jaka była odległość do Merkurego wczoraj (9 maja) ? Chodzi o wyliczenie faktycznego rozmiaru kątowego Ewentualnie jak te dane znaleźć i bardzo się nie narobić :-)
12"
Dzięki!
Panie i Panowie,
Co zrobiłem nie tak?
1. Filtr - jak pisałem wyżej - szklany z maski do spawania 10DIN (nowy)
2. Tamron 150-600
3. Canon 70D
Bez filtra (1/8000s, f/40) - Słońce ostre, ale oczywiście przepalone.
Z filtrem (1/8000s, f/8) - Słońce (w najlepszym nawet wypadku) rozmyte; o zobaczeniu plam/ptaków, czy samego Merkurego, nie było mowy...
Ostrzyłem na wszystkie sposoby: AF kontrastowy i fazowy, ręcznie, przez EOS Utility i kabelek. Nic.
Kompletny kotlet...
Pierwsza rzecz jaka mi przychodzi do głowy, sprawdzić, czy ten filtr jest dość plaski. Filtrów do spawania używałem do spawania, ale do fotografii szkło musi być płaski z dokładnością do ćwiartki długości fali i jak nie jest, to rozdzielczość poszła w pi...
Przykład, jak potrafi zadziałać filtr fotograficzny:
link
Ciekawe ile ludzi na świecie siedzi po takich tranzytach nad swoim zdjęciem w maksymalnym powiększeniu, dumając nad kwestią "syf na matrycy czy plama na słońcu". :P
Baron13,
Pewnie tak było. Szkoda. Następnym razem kupię w końcu folię Baadera.
Pigr, zawsze mogą porównać: link
@Bahrd
Naprawdę nie masz żadnego filtra szarego?
Ja połączyłem kilka słabszych filtrów szarych i polar. Filtry były o różnych średnicach. Mniejsze od soczewki, ale słońce przecież było jeszcze mniejsze, więc winieta nie przeszkadzała.
Problem w tym, że wiele filtrów to wiele granic powietrze szkło i spadek kontrastu oraz odblaski. Folia Baadera tania i niezawodna. Można nawet kupić w gotowych oprawkach o różnych średnicach:
link
To prawda. Ale za to filtry dają swobodę w dobraniu gęstości. Mając trzy filtry mogę żonglować gęstością w zależności od warunków. Tranzyt Wenus był o świcie, więc wystarczył mi jeden filtr szary. Zaćmienie Słońca było w środku dnia ale miałem lekkie zachmurzenie - dwa filtry były w sam raz. Teraz przy tranzycie Merkurego miałem bezchmurną pogodę, więc musiałem dołożyć trzeci filtr. Z kolei wieczorem ten sam tranzyt mogłem fotografować z dwoma filtrami.
Nie wiem, czy folie Baadera też mają różną gęstość i można je tak wygodnie składać ze sobą zależnie od warunków?
Jak piszą w internecie są różne folie ND 5, ND 3,6. Najważniejszą sprawą jest właściwa charakterystyka przepuszczalności w funkcji długości fali. Np dyskietka którą stosowałem ma w bliskiej podczerwieni (do ok 900 nm) wzrost przepuszczalności i to jest zagrożenie dla siatkówki oka, która może zostać przegrzana podczerwienią. Folia jest odbijająca i jest bezpieczna przy obserwacjach Słońca. Specjalnie się nie znam ale na oko jest metalizowana i w podczerwieni tak samo nieprzepuszczalna i jeszcze się nie nagrzewa, więc nie przepali się. Przez to, że jest cienka, to nie psuje własności optycznych układu. Jak się domyślam, lokalnie jest zawsze płytką płaskorównoległą. Osobiście jak bym się brał za obserwacje, to nie stosowałbym składanki. Zdało by się usyskać rozdzielczości na poziomie 1'' albo lepiej. Na porządnych współczesnych zdjęciach widać granulację na Słońcu. U mnie, niestety, rozdzielczość jest najmniej 10 razy gorsza.
Po przyciemnieniu w LR wszystkich kolorów poza żółtym i pomarańczowym, wyszło mi coś takiego:
link
Nawet jestem zadowolony.
Ładnie!
A filtrów szarych faktycznie nie mam - póki co.
Ale pomyślę i o nich. Dzięki.
PS
Soniak, zerknij: link - jak piszą, z postępem postępu weryfikuje się również poprzednio odkryte planety.
@ SONIAK 10
Sorry, ale wg mnie piszesz troche jak potluczony.
Tranzyty sa dosc rzadkie mimo malego okresu obiegu Merkurergo wokol Slonca z powodu tego, ze jako obserwator znajdujesz sie za Ziemi, ktora tez krazy wokol Slonca. Zatem szansa, ze trzy ciala usatwia sie w jednej linii (Slonce, Merkury, Ziemia) nie jest az tak duza. Jezeli jednak obserwowalbys Slonce ze znacznie wiekszej odleglosci, i bylbys na linii ekliptyki danej planety (np Merkurego) to wtedy w zasadzie regularnie co 88 dni widzialbys przejscie Merkurego na tle Slonca.
Jezeli chodzi o wykrywanie innych planet wokol innych gwiazd, to z reguly odkrywa sie planety olbrzymy dodatkowo w malej odleglosci od gwaizd, co powoduje ze ich srednica katowa na tle tych gwiazd jest relatywnie duza (czysta geometria, nic skomplikowanego). Zatem efekt przyciemnienia jest najwiekszy.
Czasy badania czegos "na oko" tez juz minely. Naukowcy maja przyrzady, ktore maja odpowiednia czulosc i precyzje, by obserowac male roznice.
Statystyka - dochodzi jeszcze analiza statystyczna. Bo zmiana jasnosci obiektu moze byc wywolana innymi czynnikami, ale dzieki roznym metodom statystycznym ANOVA majac odpowiednio ilosc danych, mozna wysnuc pewne wnioski.