Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
4. Rzut oka na walory optyczne, czyli „Houston? Mamy problem…”
Ze sporej odległości patrzę na źrenicę wyjściową – jest zaskakująco okrągła (to dobrze!), o rozsądnym oddaniu kolorów (tak ma być!) ale… jakaś taka ciemna i duża, jak na powiększenie 40x czy 16x czy ileśtam… Wielokrotnie powtórzone i uśrednione pomiary powiększenia monokularu dają wynik 7.08x. Czar powiększenia 40x prysł jak bańka mydlana, chińska zapewne. Zanim zemdleję rozczarowany prawdziwym powiększeniem, sięgam po suwmiarkę i mierzę średnicę obiektywu – liczę, że jeśli nie ma deklarowanych 60 mm, to może choć 50 mm. Znów pudło! – suwmiarka szyderczo pokazuje wynik pomiaru: 40 mm. Czyżbym miał monokular 7×40? Spontanicznie na twarzy pojawia się uśmiech – jako koneser dobrej optyki wiem, że za pięknie zachowanego Zeissa Dialyta 7×42B zapłacić trzeba około 800€, mimo upływu 30 lat od zakończenia jego produkcji. Ja zaś za 1/60 tej ceny mam fabrycznie nowy monokular 7×40, do tego caaaałą gamę akcesoriów! Można? Można! Jeszcze tylko pro forma pomiar źrenicy wyjściowej i tu – zgodnie z oczekiwaniem – kolejne zaskoczenie. Mój monokular ma źrenicę wyjściową o średnicy 4.4 mm, co przy powiększeniu 7.08x oznacza, że źrenica wejściowa wynosi 7.08×4.4 = 31.1mm…
Podczas testów optycznych nastąpiły pierwsze próby autodestrukcji – tuleja mocowania statywowego odpadła od monokularu, fabrycznie montowana jest tylko na wcisk.
I rzeczywiście – rzut oka na obiektyw z dużej odległości pokazuje źrenicę wejściową duuuużo mniejszą niż soczewka obiektywu. A więc już wiem – mój monokular 40×60 to w rzeczywistości monokular 7×31. Gdy kubeł zimnej wody już ze mnie spłynął, próbuję dostrzec jednak jakieś dobre strony: instrumenty optyczne z powiększeniem 7x przy tak małej źrenicy powinny mieć wielkie pole widzenia, myślę sobie… Powinny, ale nie moje cudo. Szybkie porównanie z kilkoma posiadanymi lornetkami pozwala ustalić, że pole widzenia tego monokularu to zaledwie 5 stopni – wartość katastrofalnie mała jak na takie powiększenie! Dość powiedzieć, że już w latach 70-tych ubiegłego wieku powszechnie osiągalne były lornetki klasy 7×35, gdzie oferowano pole widzenia dochodzące aż do 12 stopni!
Tak naprawdę parametry 7×35 są dostępne także dzisiaj i właśnie pośród nich możemy znaleźć najtańsze lornetki godne polecenia. Wystarczy tutaj wspomnieć model Nikon Aculon A211 7×35, który daje pole widzenia 9.3 stopnia (czyli prawie dwa razy większe niż opisywany tutaj monokular). Nie jest to szczytowe osiągnięcie w dziedzinie optyki i mechaniki, ale jest to sprzęt, który można nazwać pełnoprawną lornetką, nie ma oszukanych parametrów, został wyprodukowany przez renomowanego producenta i da się go kupić za około 300 zł.
----- R E K L A M A -----
Gdy monokular skierowany jest swoim okularem na jasne tło, ładnie widać źrenicę wejściową, która jest dużo mniejsza niż średnica obiektywu. Jak łatwo policzyć, aż 40% powierzchni obiektywu nie daje światła dochodzącego do okularu!
Małe powiększenie przy niewielkim polu widzenia to idealne warunki, by zaoferować perfekcyjnie ostre pole widzenia, od brzegu do brzegu. Niestety, jakość obrazu w moim monokularze jest co najwyżej słaba na środku pola widzenia i przefatalna na jego brzegu. Co gorsza, spadek ostrości rozpoczyna się tuż za środkiem – z pięciu stopni pola może środkowe dwa stopnie pozwalają „cieszyć się” słabym obrazem, reszta jest koszmarnie zniekształcona przez takie wady jak krzywizna pola, astygmatyzm i koma. Króluje jednak gigantyczna aberracja chromatyczna…
Tak wygląda najostrzejsze ze zdjęć, jakie udało mi się wykonać przez testowany wynalazek. Prosimy nie regulować monitorów – ten monokular naprawdę jest tak fatalny.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.