Przetwarzanie danych osobowych

Nasza witryna korzysta z plików cookies

Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.

Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.

Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.

Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.

Optyczne.pl

Artykuły

Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Fujifilm X-H1 w naszych rękach
18 lutego 2018
Maciej Latałło Komentarze: 37

1. Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Kiedy w styczniu 2012 firma Fujifilm wystartowała ze swoim systemem bezlusterkowym X, pierwszym zaprezentowanym aparatem był model X-Pro1. Japończycy zdecydowali, że zaczną od modelu adresowanego do doświadczonego odbiorcy, a dopiero nieco później pokażą urządzenia dla szerszej grupy fotografujących, czyli amatorów. Na tym jednak się nie skończyło, bowiem dwa lata później na rynek wszedł flagowy model X-T1, a kolejne 2.5 roku później jego następca. To pokazuje, jak ważny dla Fujifilm jest segment aparatów dla zaawansowanych klientów.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach
X-H1 rozłożony na części. Z ciekawostek – w okolicach prawego górnego rogu zdjęcia widać miedzianą płytkę odprowadzającą ciepło z procesora obrazowego X-Processor Pro

Premiera X-H1 jest dowodem na dalszy rozwój tej myśli, bowiem śmiało można go określić mianem sprzętu profesjonalnego. Śledząc zmiany w nowym bezlusterkowcu będziemy się odnosić przede wszystkim do modelu X-T2. Poniżej zdjęcia porównujące wizualnie oba aparaty.

----- R E K L A M A -----

PROMOCJA SONY - 50% RABATU NA OBIEKTYW!

Sony A7 IV + 50/1.8 FE

13146 zł 12722 zł

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Sensor światłoczuły jest taki taki sam jak w X-T2 i X-Pro2. To matryca X-Trans CMOS trzeciej generacji, pracująca w zakresie ISO 200–12800, rozszerzalnym o wartości 100, oraz 25600 i 51200. Po raz pierwszy jednak w aparatach systemowych Fujifilm wyposażono go w 5-kierunkowy układ stabilizacji, przez niektórych długo wyczekiwany. Zgodnie z deklaracją producenta, maksymalna wydajność systemu sięga nawet 5.5 EV. Co ciekawe, posiada on własny, podwójny procesor, odpowiedzialny za dokonywanie obliczeń.

Warto także dodać, że specjalna konstrukcja migawki mechanicznej ogranicza generowane przez nią wibracje. Pracuje ona cicho i „miękko”, a jej dźwięk jest wręcz przyjemny dla ucha. Oprócz tego możemy korzystać funkcji elektronicznej pierwszej kurtyny migawki oraz migawki całkowicie bezgłośnej – elektronicznej. Najkrótszy czas synchronizacji z lampą błyskową wynosi 1/250 s, czyli w tej kwestii zmian nie ma. Takie same pozostały również wartości szybkości rejestracji zdjęć seryjnych: 14 kl/s dla migawki elektronicznej (do 1/32000 s), 8 kl/s (do 1/8000 s) dla mechanicznej. Po podłączeniu dodatkowego uchwytu do zdjęć pionowych (VPB-XH1) ostatnia wartość wzrasta do 11 kl/s.

Nowością w bezlusterkowcach Fujifilm jest funkcja detekcji migotania, połączona z wyzwalaniem migawki w odpowiednim momencie.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Jeśli chodzi o autofocus, to na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło. Układ punktów na matrycy pozostał taki sam i obejmuje 325 punktów, w tym 169 fazowych. Należy jednak dodać, że zmieniono algorytm odpowiadający za analizę danych w obrębie jednego pola fazowego. Składa się ono obecnie z 60 punktów wykrywających trzy typy różnic fazowych. Jak dowiedzieliśmy się od prowadzącego prezentację na temat aparatu, Makoto Oishi, zmianę wprowadzono odpowiednim oprogramowaniem. Niewykluczone zatem, że przy okazji potencjalnej aktualizacji firmware, podobne rozwiązanie znajdziemy w innych aparatach wykorzystujących sensor X-Trans CMOS trzeciej generacji.

Mamy podobne ustawienia dotyczące wielkości stref AF oraz rozszerzone ustawienia ciągłego autofokusa, jak w X-T2. Ważnym udogodnieniem jest natomiast zwiększenie czułości układu z 0.5 do −1 EV. To ważne nie tylko przy słabym oświetleniu, ale również w przypadku nieco ciemniejszych obiektywów, podpiętych przez telekonwertery (do f/11).

W przeciętnych warunkach oświetleniowych autofokus nie ma problemu z właściwym ustawieniem ostrości, choć to zależy od obiektywu. Korzystając z obiektywu 2/35, w ciemnym otoczeniu ogniskowanie wyraźnie się wydłużało. Lepiej pod tym względem wypadał zoom 2.8/16–55. Z niego też korzystaliśmy wykonując zdjęcia tańczącej pary, aktywując ciągły AF strefowy. Liczba pomyłek nie jest może duża, ale zdarzały się. Na szersze testy autofokusa przyjdzie czas przy okazji pełnego testu, na tę chwilę układ zapowiada się całkiem obiecująco. Firma chwali się również ulepszonym ostrzeniem podczas zoomowania.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Przyjrzyjmy się teraz obudowie nowego bezlusterkowca Fujifilm. Jej rozmiar istotnie zwiększono względem X-T2, co szczególnie widać w przypadku rękojeści. Największą różnicę widać w głębokości korpusu, choć i wysokość wzrosła. Taka zmiana zaowocowała znacznie pewniejszym i wygodniejszym chwytem. Widać, że firma pomyślała o użytkownikach korzystających z większych i cięższych obiektywów, głównie tele. Bardzo dobrze sprawdza się przyczepna gumowa okleina na rękojeści, a także wypustka pod kciuk, leżąca na tylnej ściance. Obudowa jest oczywiście magnezowa i uszczelniana i sprawia naprawdę solidne wrażenie. Waga – 673 gramy (z kartą i baterią), zatem ponad 30% niż w przypadku młodszego brata.

Na rękojeści mieszczą się wszystkie palce, ale prawdę mówiąc miejsca mogłoby być nieco więcej. Do lustrzanek, np. Canon 80D czy Nikon D7500 trochę brakuje.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Wspominaliśmy już o uchwycie VPB-XH1, przeznaczonym do opisywanego aparatu. Nie tylko poprawia on ergonomię chwytu, ale także oferuje dodatkowe elementy sterujące (spust migawki, pokrętła nastawcze). Na tym jednak nie koniec. Dzięki niemu można wydłużyć czas nagrywania wideo w 4K z 15 do 30 minut, czy zwiększyć szybkość rejestracji zdjęć seryjnych z migawką mechaniczną z 8 do 11 kl/s. Skraca się czas ustawiania ostrości (wg producenta z 0.08 s do 0.06 s) oraz zwiększa częstotliwość odświeżania wizjera (z 60 do 100 kl/s). Urządzenie oferuje także wyjście słuchawkowe oraz ładowanie dwóch umieszczonych w nim akumulatorów jednocześnie.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

W kwestii zasilania nowego aparatu, musimy trochę ponarzekać. Zwiększenie rękojeści było naszym zdaniem niezłą okazją do zaprezentowania nowego akumulatora o zwiększonej pojemności i wydajności, tak jak to zrobiło Sony przy okazji premiery A9. Zamiast tego mamy znane ogniwo NP-W126S, pozwalające wykonać ok. 310 zdjęć. To nie jest zbyt duża wartość, a dla zawodowców może to stanowić istotne ograniczenie.

Klapka komory akumulatora znajduje się tradycyjnie na spodzie aparatu.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Kolejna klapka na lewej ściance korpusu skrywa dostęp do portów komunikacyjnych. Tak samo jak w X-T2 mamy:
  • wejście mikrofonu stereo (jack 3.5 mm),
  • USB 3.0 Hi Speed,
  • HDMI typu micro D,
  • wejście wężyka spustowego 2.5 mm.
Na przedniej ściance mamy jeszcze złącze synchronizacyjne dla lamp błyskowych.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Z prawej strony aparatu mamy podwójny slot kart pamięci SD, przy czym oba obsługują szybki standard UHS-II.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Zestaw elementów sterujących przypomina ten z X-T2, choć nastąpiły pewne modyfikacje. Przesunięto np. guzik Q na krawędź tylnej ścianki, a przycisk AF-L zamieniono na AF-ON. Pewne zmiany wymusiło także zastosowanie górnego wyświetlacza. Zamiast koła kompensacji ekspozycji mamy przycisk, doszedł także guzik podświetlenia ekranu. Zachowano natomiast koła nastaw czasu, ISO, trybu migawki i pomiaru światła na górnym panelu oraz dżojstik AF na tylnym.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Istotnym ulepszeniem w kwestii wygody użytkowania było zwiększenie rozmiarów i zmiana kształtu kilku przycisków na bardziej ergonomiczne. To docenią szczególnie użytkownicy o większych dłoniach. Na zdjęciach porównawczych można także zauważyć, że w X-H1 pierścienie trybu pomiaru światła oraz pracy migawki są wyższe niż w X-T2, z kolei tarcze regulacyjne ISO i czasu naświetlania – niższe.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Mamy jedną uwagę odnośnie przycisku spustu migawki. Po pierwsze, nie ma on charakterystycznego podwójnego skoku, a po drugie – jest wyjątkowo czuły. Założeniem producenta było stworzenie elementu nie wprowadzające drgań w momencie wciśnięcia go. Niestety, w obecnej formie jest on bardzo trudno wyczuwalny, a spora liczba zdjęć zrobionych przypadkiem, mówi sama za siebie. W tej sytuacji konieczne stało się korzystanie z guzika AF-ON.

Główny ekran opisywanego aparatu został zapożyczony z X-T2. 3-calowy wyświetlacz charakteryzuje się rozdzielczością 1.04 miliona punktów i identycznym systemem zmiany położenia. Możemy go zatem odchylić w górę lub w dół, a także niezależnie w prawo.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Odnośnie jakości wyświetlanego obrazu nie mamy w zasadzie żadnych zastrzeżeń. Stoi ona na optymalnym poziomie, nawet padające na ekran promienie słońca nie dają większych powodów do narzekań, choć warto wówczas podnieść jego jasność.

Dotykowy interfejs pozwala na obsługę menu podręcznego Q oraz trybu przeglądania (wraz z przewijaniem, powiększaniem i przejściem do widoku miniaturek). Z poziomu ekranu mamy możliwość wskazania położenia ramki ostrości, jak również ustawiania jej po dotknięciu LCD w wybranym miejscu. Można to także połączyć z automatycznym wyzwalaniem migawki. Niestety, w porównaniu z aparatami Panasonika, czy Olympusa, funkcja ta trochę rozczarowuje, bowiem cały proces zajmuje dość długo. Podobna przypadłość charakteryzuje wybór pola AF dotykowo, podczas kadrowania przez wizjer.

X-H1 jest jednym z zaledwie kilku bezlusterkowców, w których znajdziemy dodatkowy, niewielki ekran LCD znajdujący się na górnym panelu obudowy. Warto przypomnieć, że identyczny 1.28-calowy układ zastosowano w średnioformatowym GFX 50S. Mamy pewną swobodę w dostosowywaniu wyświetlanych informacji, a co ciekawe, działa on także po wyłączeniu aparatu. Wskazuje wówczas np. poziom naładowania wszystkich akumulatorów, czy liczbę możliwych do zapisania zdjęć na kartach pamięci.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Bardzo dobre wrażenie sprawia wizjer elektroniczny, o wyższej niż w X-T2 rozdzielczości (3.69 miliona punktów) i identycznym dystansie punktu ocznego (23 mm). Spadło natomiast powiększenie obrazu (z 0.77x do 0.75x), jednak różnica jest na tyle niewielka, że nawet przy bezpośrednim porównaniu trudno ją dostrzec. Nowy celownik lepiej wypada natomiast w kwestii szczegółowości oraz naturalności prezentowanego obrazu. Ogólnie rzecz biorąc, jest na tyle dobry, że z kadrowanie z jego pomocą jest znacznie bardziej komfortowe niż na głównym LCD. Nowa, powiększona muszla oczna także ma w tej kwestii pewien udział.

Trudno napisać coś nowego odnośnie interfejsu użytkownika, bowiem nie przeszedł on znaczących zmian. Układ menu – zarówno głównego, jak i podręcznego – pozostał taki sam. Gdy uruchomimy menu w trybie filmowania – aparat od razu przechodzi do ustawień związanych z wideo.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach

Ponieważ Fujifilm adresuje nowy aparat zarówno do fotografów, jak i filmowców, nie mogło się obyć bez ulepszeń także w tej drugiej dziedzinie. W stosunku do X-T2 zwiększono przepływność danych w trybie UHD, ze 100 do 200 Mbps (są też opcje 50 i 100 Mbps), nie zmienił się natomiast klatkaż (24, 25 i 30 kl/s). Wprowadzono za to tryb DCI o rozdzielczości 4096×2160 pikseli (przy 24 kl/s). Nagrywanie nadal odbywa się jednak w 8 bitach.

Nowością jest tryb nagrywania slow-motion w Full HD przy 120 lub 100 kl/s. Mamy także możliwość rejestrowania materiału o rozszerzonej dynamice tonalnej, a w tym celu wprowadzono nowy tryb symulacji filmu Eterna. Jeszcze lepsze efekty ma dać profil F-Log, z możliwością nagrywania bezpośrednio na kartę pamięci. Przy okazji warto wiedzieć, że gdy w trakcie nagrywania skończy nam się miejsce na karcie, aparat będzie kontynuował nagrywanie na drugim nośniku. Do tego dochodzi jeszcze obsługa kodów czasowych, czy dotykowe sterowania parametrami ekspozycji. Fujifilm obiecuje ponadto aż 14 nowych funkcji wideo, które wprowadzi aktualizacja firmware. Nie zdradzono nam jednak, o jakie funkcje chodzi i kiedy oprogramowanie będzie dostępne.

Fujifilm X-H1 w naszych rękach - Fujifilm X-H1 w naszych rękach
X-H1 z podpiętym obiektywem Fujinon MKX 50–135 mm T2.9

Podsumowując pierwsze wrażenia odnośnie X-H1, jest on wyraźnym sygnałem wskazującym na ewolucję systemu Fujifilm X. Nowo wprowadzone funkcje pokazują, że Fujifilm pragnie zdobywać nowych użytkowników nie tylko wśród fotografów, ale także filmowców. Na potwierdzenie tego ostatniego, oprócz aparatu, tego samego dnia zaprezentowano dwa obiektywy MKX, przeznaczone do zastosowań wideo. Czy X-H1 stanie się bezpośrednią konkurencją np. dla aparatów Panasonic, czy Sony? Czas pokaże. Z pewnością jednak uczyniono krok, by tak się stało. Także fotografowie odnajdą coś dla siebie, bowiem pod względem funkcjonalności X-H1 bez wątpienia przewyższa X-T2.

Aparat ma być dostępny w sprzedaży już wkrótce, w cenie 7999 zł. Zapraszamy też do obejrzenia galerii zdjęć przykładowych, wykonanych Fujifilm X-H1.



Poprzedni rozdział