Canon EOS R3 w sporcie
1. Canon EOS R3 w sporcie
Canon R3, podobnie jak jego bezpośredni konkurenci Nikon Z9, czy też Sony A1, jest typowym „wołem roboczym”. Aparaty te mają służyć reporterom w każdej sytuacji. Zatem z jednej strony muszą być przystosowane do pracy w różnych, często niekorzystnych warunkach środowiskowych i pogodowych. Z drugiej zaś strony muszą oferować dużą szybkość zdjęć w serii, doskonały autofokus i śledzenie oraz pojemny akumulator. Świetnym testem tych właśnie cech są zawody sztuk walki. Chociażby turniej karate. Co prawda, na przykład sprinterzy poruszają się szybciej, ale też ich ruch jest zasadniczo przewidywalny. Sprinter biegnie po z góry wyznaczonym torze. Jego ścieżka ruchu jest zatem dosyć prosta, zaś prędkość poza początkowym zrywem – w miarę stała. Zupełnie inaczej jest z walczącymi na macie karatekami (to samo odnosi się oczywiście również do innych sportów walki). Ich ruch jest nie dość że bardzo chaotyczny, składający się z naprzemiennych zrywów i zatrzymań, to przede wszystkim szalenie nieprzewidywalny. Jest to dosyć oczywiste. Gdyby fotograf był w stanie „rozszyfrować” zawodnika i przewidzieć jego następne działanie, tym bardziej byłby w stanie zrobić to jego przeciwnik. Zazwyczaj z opłakanym dla zawodnika skutkiem.
W tym aspekcie fotografowanie zawodów karate jest trudniejsze nawet od fotografowania ptaków w locie. Drugim wyzwaniem dla autofokusa, na takiej imprezie, jest fakt, że zawodnik, który jest bliżej fotografa, zazwyczaj będzie zwrócony do niego plecami. Ostrość należy zatem ustawiać nie na najbliższą osobę, tylko raczej na bardziej odległego zawodnika – zwróconego jednak do nas twarzą. Dodajmy do tego jeszcze sędziego poruszającego się po macie równocześnie z zawodnikami i mamy obraz wymogów, jakie przed fotografem i systemem AF stawiają takie zawody. Interesujące jest, jak R3 sprawdza się w praktyce w takich warunkach. Jak wspomniano we wstępnie, za poligon doświadczalny posłużył odbywający się co roku w Bytomiu turniej Silesia Cup. Jest to spora impreza, która w tym roku zgromadziła ponad 600 karateków z czterech krajów: Polski, Litwy, Czech i Ukrainy. Tak, mimo toczącej się wojny, nie zabrakło reprezentacji Ukrainy, jakkolwiek przybyła w mocno okrojonym składzie, bez seniorów.
![]() Fot. Przemysław Koprowski |
Na tego typu turnieju na macie oprócz zawodników jest też sędzia główny, zaś wokół maty jest zazwyczaj dosyć sporo innych osób: pozostali sędziowie, zawodnicy czekający na swoją kolej, obsługa techniczna. To sprawia, iż czasami system wykrywania twarzy zamiast zawodnika wybierał kogoś zupełnie innego. W takiej sytuacji najwygodniejszym i najszybszym rozwiązaniem okazało się zwolnienie AF, lekkie przekadrowanie, tak aby niepożądana osoba przestała być widoczna, ponowne wciśnięcie spustu migawki do połowy, aby aparat ustawił ostrość na zawodnika i powrót do oryginalnego kadru, wiedząc, że aparat utrzyma ostrość na właściwej osobie. Rozwiązanie to działało znacznie sprawniej niż zmiana grupy punktów AF.
Niżej podpisany duże nadzieje wiązał z funkcją „Eye control AF” – wybierania obszaru ostrości ruchami gałki ocznej. Ta jednak okazała się wielkim rozczarowaniem. Na początek funkcja w ogóle nie chciała się dać skonfigurować. Z uporem godnym urzędniczek z czasów PRL aparat twierdził, że oko fotografa jest niewłaściwie ustawione względem wizjera. Ewidentnie oczekując, że to fotograf dostosuje się do aparatu, a nie odwrotnie. Jak już udało się tę funkcję w końcu skonfigurować, to kółko wskazujące wybrany punkt było niemal zawsze w innym miejscu niż punkt, na który się patrzyło. Zasadniczo aparat starał się wybierać punkty znacznie bliższe środka kadru. Mogą to być oczywiście kwestie indywidualne, niemniej w opinii autora niniejszego tekstu jedynym pozytywnym aspektem jest to, że funkcję Eye control AF można łatwo w ustawieniach aparatu wyłączyć i o niej zapomnieć. Raz na zawsze.
![]() Fot. Przemysław Koprowski |
Bolączką wielu tańszych modeli aparatów jest szybkie przepełnienie bufora, co prowadzi do wyraźnego spadku prędkości rejestrowanych zdjęć w serii. W trakcie zawodów zjawisko to nie wystąpiło ani razu. Trudno powiedzieć, co by było przy dłuższych seriach, ale przy fotografii walk karate (tzw. kumite), czy też form (tzw. kata) pojedyncza akcja warta sfotografowania nie trwa dłużej niż 1–2 sekundy. Przy takich seriach żadne dostrzegalne spowolnienie prędkości nie wystąpiło.
Fotografowanie w trybie seryjnym oznacza bardzo dużą liczbę zdjęć, co z kolei wymaga pojemnego akumulatora. Jak już wspomniano, w trakcie wspomnianych 8 godzin zawodów aparatem wykonanych zostało blisko 3000 zdjęć. Z tego zdecydowana większość (około 2200–2400) na jednym akumulatorze. O ile dla lustrzanek taki wynik należałoby uznać za przyzwoity, ale nie wybitny, to dla bezlusterkowca, którym jest R3, gdzie wizjer pracuje cały czas pobierając prąd – wynik ten jest znakomity. Warto tu dodać, że specyfikacja aparatu podaje liczbę 620 zdjęć na jednym akumulatorze, przy pracy za pomocą wizjera. Zatem w teście uzyskano niemal 400% deklarowanej przez producenta wydajności. Ceną, jaką płacimy za tak dużą pojemność, jest waga samego akumulatora: 185 gramów według producenta. Waga ta jest odczuwalna. Wyraźnie czuć różnicę w masie aparatu bez baterii i z włożoną baterią.
Skoro już mowa o wadze, to używany zestaw EOS R3 plus obiektyw RF 70–200 f/2.8L IS USM swoje waży. Po kilku godzinach pracy, mimo dużego i nieźle wyprofilowanego uchwytu, dłoń potrafi boleć. Patrząc na ergonomię aparatu szerzej, rozmieszczenie pokręteł i przycisków jest bardzo wygodne i zgodne z układem od lat spotykanym u Canona. Dla osoby, która tak jak niżej podpisany używa różnych modeli Canona od niemal 30 lat, przesiadka na R3 jest niemal kompletnie bezproblemowa. Niemal, ponieważ w tym modelu Canon zrezygnował z tradycyjnego koła trybów, na rzecz programowalnego koła z przyciskiem Mode. Zaletą tego rozwiązania jest to, iż w trybie M możemy tego koła używać do zmiany czułości ISO. W efekcie mamy do dyspozycji trzy koła nastaw kontrolujące wszystkie trzy parametry ekspozycji. Jednakże do zmiany trybów, standardowe rozwiązanie znane z większości wcześniejszych modeli, wydaje się wygodniejsze. W klasycznym rozwiązaniu, kiedy tryby są fizycznie opisane na kole, od razu wiadomo w którą stronę i o ile należy obrócić koło aby wybrać pożądany tryb pracy. W nowym rozwiązaniu, na górnym wyświetlaczu widać tylko bieżący tryb i nic nie wskazuje, w którą stronę należy przekręcić kółko, aby przejść do docelowego trybu. Można co prawda w ustawieniach wybrać, które tryby mają w ogóle być dostępne, co w teorii ma przyspieszyć pracę, ale w sytuacji, gdy autor tekstu na zawodach używał naprzemiennie trybów C1–C3 oraz M, często łapał się na tym, że przekręcił koło w niewłaściwą stronę. Przy stałym, długoterminowym użytkowaniu aparatu można się do tej nowej metody z pewnością przyzwyczaić, ale bezpośrednio po przesiadce z innego modelu utrudnia ona raczej niż ułatwia użytkowanie.
![]() Fot. Przemysław Koprowski |
Niemniej efektem obserwowanym w wizjerze były skokowe zmiany kolorystyki. Dosyć rozpraszające. Być może da się symulację temperatury bieli w wizjerze wyłączyć w ustawieniach aparatu, tak jak symulację ekspozycji, niemniej niżej podpisany nie znalazł takiej opcji.
Na koniec należy wspomnieć o dwóch dostrzeżonych poważniejszych problemach z firmware aparatu. W pewnym momencie aparat sam z siebie przestawił się z AutoISO na ISO100. Można by uznać, że to fotograf nieopatrznie przestawił koło nastaw, gdyby nie to, iż pozycja AutoISO w ogóle zniknęła i nie dało się jej wybrać. Mimo, że chwilę wcześniej była używana. Rozwiązaniem okazała się zmiana trybu (w tym konkretnym przypadku z C3 na C2 i z powrotem), po czym opcja AutoISO stała się ponownie dostępna. Poważniejszym problemem jest to, że w pewnym momencie aparat kompletnie się zawiesił. Przestało działać literalnie wszystko, z głównym wyłącznikiem włącznie. Aparat nie tylko nie robił zdjęć, ale w ogóle nie reagował na cokolwiek. Nawet po przestawieniu wyłącznika na pozycję OFF górny wyświetlacz dalej pokazywał wybrane parametry ekspozycji. Konieczne okazało się wyjęcie i ponowne włożenie baterii, po czym aparat działał bez problemu przez resztę czasu.
Pora na podsumowanie. Jeżeli pominąć wspomniane powyżej usterki oprogramowania, które z pewnością zostaną prędzej czy później poprawione, aparat w trakcie zawodów spisywał się świetnie. Było czuć, że jest to topowy model reporterski, którego naturalnym żywiołem jest właśnie – między innymi – fotografia sportowa. Dla zawodowych fotoreporterów, do których model ten jest adresowany, będzie to z pewnością standardowe narzędzie na lata.