Tamron SP AF 70-200 mm f/2.8 Di LD (IF) MACRO - test obiektywu
3. Budowa i jakość wykonania
Niestety, często mała waga idzie w parze ze słabszą jakością wykonania, a ta
bywa sporą bolączką Tamronów. Jak jest z modelem 70-200 mm f/2.8? Nie
mamy najlepszych wieści...
Idąc od strony bagnetu, wszystko jest jeszcze w porządku. Sam bagnet jest metalowy, podobnie jak pierwsza część obudowy, do której doczepiamy w miarę solidny łącznik statywowy (dołączany w zestawie). Potem znajdujemy pierścień do zmiany ogniskowej i tutaj pierwsza mała wpadka. Chodzi on co prawda płynnie i z należytą precyzją, lecz gdy naciśniemy go trochę mocniej odkształca się zauważalnie, lekko przy tym skrzypiąc. Być może wpływ na to ma fakt, że część obudowy powyżej niego, zawierająca skalę odległości umieszczoną za szybką, wykonana jest już z plastiku.
Największą pomyłką jest konstrukcja pierścienia do zmiany ostrości. Jest on naprawdę wielki, co sugeruje, że praca z nim będzie komfortowa. Nic bardziej mylnego. Ma sporą bezwładność, przez co precyzyjne ustawienie ostrości w trybie manualnym, jest bardzo trudne. Trzeba się naprawdę namęczyć, aby ostrość zmienić minimalnie. W większości przypadków, operując pierścieniem, dokonujemy skoków zbyt dużych jak na głębię ostrości dawaną na przykład przy kombinacji 200 mm i światła f/2.8. To nie koniec. Nie wiem, kto namawia Tamrona, Tokinę czy Sigmę na robienie obiektywów, w których przełączanie pomiędzy AF a MF odbywa się przez przesuwanie całego pierścienia ostrości. Po pierwsze, w przypadku testowanego Tamrona, uniemożliwia to manualne dostrajanie ostrości w trybie AF. Wtedy bowiem kręcenie pierścieniem nic nie daje, obraca się on bez żadnego skutku. Po drugie, przełączanie z AF do MF, polegające na przesunięciu całego pierścienia w kierunku bagnetu, często się zacina. Po próbie przesunięcia pierścień zatrzymuje się w niespełna połowie drogi, po czym trzeba wrócić z nim do pozycji wyjściowej i spróbować ponownie. Druga próba zwykle kończy się sukcesem. Kolejny problem pojawia się, gdy na przykład ustawiliśmy ostrość na AF i chcemy ją lekko skorygować poprawką manualną. Proszę zapomnieć o takim pomyśle. Przesunięcie całego pierścienia rujnuje całą pracę mechanizmu AF, bo po przejściu do MF ostrość potrafi skoczyć o zauważalny fragment swojej skali...
Wróćmy jednak do zalet. Jak na ambitną konstrukcję 70-200 mm f/2.8 przystało, Tamron kończy się nierotującym mocowaniem filtrów o średnicy 77 mm, a wszystkie zmiany ogniskowej i ostrości odbywają się poprzez ruch elementów wewnątrz konstrukcji, przez co zewnętrzne rozmiary obiektywu nie ulegają zmianie.
Tamron składa się z 18 elementów umieszczonych z 13 grupach, przy czym trzy soczewki wykonano z niskodyspersyjnego szkła LD. Wewnątrz mamy jeszcze do dyspozycji kołową przysłonę o dziewięciu listkach, którą możemy domknąć do f/32.
Kupując obiektyw dostaniemy w zestawie komplet dekielków, wspomniany
już łącznik statywowy, etui oraz osłonę przeciwsłoneczną.
Na zakończenie warto dodać o problemach jakie pojawią się, gdy
spróbujemy Tamrona połączyć z różnymi konwerterami. Posiadacze konwertera
Canona, mogą spokojnie odłożyć go na półkę, bo jego wystający przedni
układ soczewek nie zmieści się w Tamronie. Ponieważ mieliśmy w redakcji
jeszcze konwerter Sigmy, powiodło się nam połączenie jej z Tamronem.
Problem w tym, że wtedy zestaw taki nie przekazywał do korpusu właściwej
informacji o ogniskowej i świetle, przez co nadal był traktowany jako
obiektyw f/2.8 o zakresie 70-200 mm, a nie sprzęt ze światłem f/4 o
zakresie 98-280 mm.