Historia jednej fotografii - Dzieciaki, temat zastępczy
1. Historia jednej fotografii - Dzieciaki, temat zastępczy
Będąc w różnych dziwnych miejscach zawsze staram się nawiązać kontakt z ludnością lokalną. Obojętnie, czy to będą prostytutki w Tajlandii, bandziory w Peru, rolnicy w Brazylii czy dzieci w dowolnym miejscu świata. Oczywiście wiadomo, o jakie kontakty chodzi, a o jakie nie. Do każdej grupy ludzi trzeba podejść indywidualnie. Czasem trzeba zrobić pajacyka, czasem zanucić „La cucaracha” . Zawsze obowiązuje jedna zasada: nie można okazywać swojej wyższości. Nawet jeśli zaczepi cię prostytutka brzydka jak noc listopadowa pod Łomżą, trzymaj fason. Daj jej do zrozumienia, że chętnie byś z nią uciekł na koniec świata, tylko że akurat teraz masz inne plany, od których zależą losy całej planety. Natomiast nic tak skutecznie nie podnosi ciśnienia lokalnej społeczności jak nadęty, wymuskany białas, defilujący z aparatem po wsi. Na dodatek skrzywiony, bo zapachy są mu obce, a buty ślizgają się po nieznanej treści.
Ale od początku. Fotomisja Optyczne.pl w Indonezji, jedna z wiosek na wyspie Jawa. Jest wilgotno i gorąco, co powoduje, że fotografuje się z każdą godziną mniej efektywnie. Na początku jest wow i wszystko jest piękne, a po jakimś czasie pojawia się zobojętnienie. Bambusy, pola ryżowe, mijani ludzie, flora i fauna już tak nie kręcą. Nawet wydaje się, że światło robi się jakby bardziej płaskie. Im bardziej nogi wchodzą w szyję, tym świat staje się mniej atrakcyjny. Krótki postój jest konieczny.
Siadamy całą grupą Fotomisji przed sklepikiem. Odpoczywam i z absmakiem patrzę jak inni piją colę, bo od coli… czuję się jak w Europie. Ale na colę reagują miejscowe dzieciaki. Widok turysty we wsi jest wyjątkowy, ale biały pijący colę oznacza, że są wydawane pieniążki. A skoro są pieniążki, to może będą i podarki. Dzieciaki kręcą się i dokazują sympatycznie. Próba zrobienia im zdjęcia kończy się klapą, ponieważ albo pozują i są sztywne albo błaznują. Pomyślałem, że trzeba się z nimi zaprzyjaźnić, ale ma to być przyjaźń wielkiego formatu, a nie taka breloczkowo-cukierkowa. Nic tak nie robi wrażenia na człowieku, jak przybicie piątki z kosmitą i nic tak nie oszałamia dzieciaka, jak danie mu do ręki prawdziwego aparatu. Zresztą, kto z nas nie pamięta tego pierwszego razu, kiedy tata dał do ręki Zorkę, albo posadził za kierownicą malucha?
Na pierwszy ogień poszedł aparat kolegi. Dostali go dlatego, że był czarny, wielki i… nie mój. Zresztą z dużą lustrzanką trudniej się ucieka w bagniste pola ryżowe. Trzymając aparat w dłoni chłopcy mieli oczy jak spodki i rosły im coraz bardziej, podobnie zresztą jak oczy Sławka, właściciela aparatu. Pomysł był strzałem w dziesiątkę. Chłopcy tak się zajęli oglądaniem aparatu i przyciskaniem guziczków, że stali się bardzo autentyczni. Sławek jednak tego psychicznie nie wytrzymał. Zresztą dzieciaki po opuchniętych oczach od razu zorientowały się, kto tu w grupie jest artystą i zarekwirowały mój aparat.
![]() Olympus E-M1 z obiektywem Olympus M.Zuiko Digital 40–150 mm f/2.8 ED PRO |
![]() Fot. Jacek Bonecki Aparat: Olympus OM-D E-M1 Obiektyw: Olympus M.Zuiko Digital 40–150 mm f/2.8 ED PRO Parametry ekspozycji: przysłona f/2.8, czas ekspozycji 1/1000 s, ISO 200, 130 mm |
Po raz kolejny sprawdziła się metoda używania dwóch aparatów. W przypadku bezlusterkowców jest to stosunkowo mało inwazyjne dla moich pleców. Mój drugi aparat mimo jasnego zooma o ekwiwalencie ogniskowej dla pełnej klatki 80–300 mm jest mały, zgrabny, a przy tym bardzo szybki. Jest mniejszy od klasycznej lustrzanki ze standartowym zoomem, a świetnie sprawdza się w reportażu. Zawsze dla niego znajdzie się miejsce w torbie.
Tak więc mając pełne zaufanie do moich młodszych fotografów pozwoliłem im zapełnić całe 16 GB pamięci i zatracić się w fotografowaniu po to, by stworzyć sobie temat do zdjęcia reporterskiego. Teraz wystarczyło tylko czekać w gotowości na gest, minę czy pozę, która spuentuje to wydarzenie. I udało się. A dzieciaki? Poszły za nami do następnej wsi, rozbawiając nas raz za razem, a migawki naszych aparatów tylko terkotały.
Artykuł jest sponsorowany przez firmę Olympus Polska Sp. z o.o.