Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie, a także do prawidłowego działania i wygodniejszej obsługi. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Partnerzy mogą połączyć te informacje z innymi danymi otrzymanymi od Ciebie lub uzyskanymi podczas korzystania z ich usług i innych witryn.
Masz możliwość zmiany preferencji dotyczących ciasteczek w swojej przeglądarce internetowej. Jeśli więc nie wyrażasz zgody na zapisywanie przez nas plików cookies w twoim urządzeniu zmień ustawienia swojej przeglądarki, lub opuść naszą witrynę.
Jeżeli nie zmienisz tych ustawień i będziesz nadal korzystał z naszej witryny, będziemy przetwarzać Twoje dane zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W dokumencie tym znajdziesz też więcej informacji na temat ustawień przeglądarki i sposobu przetwarzania twoich danych przez naszych partnerów społecznościowych, reklamowych i analitycznych.
Zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies możesz cofnąć w dowolnym momencie.
Przyjazd do Austrii w tym roku wyglądał zupełnie inaczej niż rok temu. Może to przypadek, może nie, ale na granicach nie spotkała nas żadna kontrola. Niestety niepokojem napawała niekorzystna prognoza pogody na wyścigowy weekend. I o ile jeszcze tydzień temu mieliśmy nadzieję na spokojne acz pochmurne niebo, to tuż przed ostatnim zjazdowym treningiem, w czwartek, większość z nas obawiała się czy zawody w ogóle się odbędą. Dlaczego - ano dlatego, że wszystkie bez wyjątku prognozy pogody zapowiadały naprawdę spore opady śniegu.
Rano w biurze prasowym odebrałem akredytację oraz skromny zestaw gadżetów z jednym bardzo miłym prezentem - oficjalną pomarańczowo niebieską czapką Hahnenkamm Rennen. Od tej pory nie rozstawałem się z nią do końca zawodów. Zwłaszcza, że w drzwiach centrum prasowego spotkałem Michaela Hubera szefa KSC, który z dumą nakładał swój egzemplarz. Nie jestem przesądny ale czapka zadziała, ale o tym później.
Tuż przed dziesiątą zająłem miejsce w gondoli podążającej w kierunku domku startowego na szczycie Koguciego wzgórza. Nie obyło się bez małego zgrzytu, bo nieopatrznie wepchnąłem się znów między zawodników ekipy niemieckiej. Andreas Sander nie był zadowolony, ale cóż wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Gdy wjechałem na górę, warunki pogodowe były fatalne. I o ile nie wiało mocno, to gęsta mgła uniemożliwiała start z tej wysokości. Właściwie do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy ostatni trening się w ogóle się odbędzie. Krótka rozmowa z obsługą zawodów uświadomiła mi, że pozostawanie tutaj nie ma sensu. Start treningu zostanie obniżony do Alte Schneise, gdzie i tak pogoda nie była idealna. I dlatego pierwsze ujęcia w tym roku wykonałem w pobliżu mety, co nie było moim marzeniem. Ale jak zwykle dla mnie miała to być rozgrzewka. I była i to jaka.
Wiatr i śnieg rozgrzał też do czerwoności mojego sąsiada z jednej z dużych agencji. Stary i wysłużony sprzęt uniemożliwiał mu zrobienie dobrej fotki. Może dlatego nie był zbyt rozmowny. Na szczęście ja dysponowałem naprawdę sprawnym zestawem. Ale miejsce - cóż… w tym roku było wolniej na ostatnim skoku i było nieco nudno. Można powiedzieć, że zrobiłem wszystko co mogłem. Ujęcia zawodników wpadających na metę też mają swój urok.
Ostatni trening przed zawodami, jak zwykle, nie powiedział nam zbyt wiele o układzie sił w stawce. Najszybszy był Włoch Chrisof Innerhoffer. Lubię jego styl jazdy. Obiektyw też wyjątkowo go lubi. Ale czy polubi go czasometr podczas oficjalnych przejazdów? Zobaczymy.
Koniec treningu. Teraz czas na spaghetti bolognese w przeznaczonym w tym dniu dla akredytowanych ZielHaus. Nie jest tu drogo, jednocześnie dość smacznie, a przede wszystkim nie trzeba biegać po mieście z wypełnionym po brzegi ciężkim i wielkim plecakiem. Po obiedzie czekała mnie jeszcze krótka wizyta w centrum prasowym.
W piątek od samego rana lekko padało. Dzisiejszy plan przewidywał wizytę u podnóża Hausberg Kante. To miejsce gdzie zazwyczaj dzieje się dużo i jest widowiskowo, a ja uwielbiam skoki. Jednak w tym roku zaszły tu spore zmiany. Organizatorzy mając na względzie zeszłoroczne wypadki Johana Clarey'a, Ursa Kreynbuhla oraz Rayana Cochran Siegle'a zmienili linie najazdu na trawers. Dodatkowa bramka nieco obniżyła prędkość zawodników w ostatniej części trasy. Czy będzie to rozwiązanie tymczasowe? Byłbym za tym. Klasyczny przebieg trasy Streif czyni ją unikalną i niepowtarzalną. Wiem że bezpieczeństwo zawodników jest najważniejsze, ale tutaj wypadki zdarzały się zawsze. Ogromna skala trudności i ekstremalne wyzwania, to dla tych odważnych ludzi codzienność. Większość z zawodników nie była zadowolona ze zmian. Tego dnia startowali z MauseFalle. Ja zaś usadowiony bezpiecznie za dmuchanymi barierkami szukałem dobrego ujęcia po lewej stronie Hausberg Kante. Tuż przy nowo zmienionym odcinku trasy. Montaż sprzętu wewnątrz wieży telewizyjnej ORF bo wciąż pada, i do roboty.
Tegoroczną ciekawostką było zastosowanie przez realizatorów TV niewielkiego drona. Urządzenie podążało za zawodnikami niemalże do mety zawodów. Charakterystyczne bzyczenie zwiastowało pojawienie się kolejnego śmiałka u wylotu Hausberg. Mała grupka kibiców na trybunie Red Bulla również informowała nas swoimi tradycyjnymi dzwoneczkami kiedy wycelować w znajdującą się na skraju kadru bramkę. To wielka pomoc dla fotografa ceniącego swobodę. Niestety zestaw składający się z body i obiektywu, ważący blisko 5 kg, to już nie jest zabawka. A utrzymywanie go w ciągłej gotowości wymaga sporej wprawy i nie lada wysiłku. Monopod został w hotelu, bo zupełnie się nie sprawdził podczas czwartkowego treningu. Dużym problemem dla nas, tutaj na Streif, są wszędobylskie reklamy. Kilka lat temu nie było ich aż tyle. Dziś są coraz większe i właściwie stają się elementem naturalnego krajobrazu podczas zawodów. Co z tego, że ominiesz wielkiego byka na Hausberg Kante, kiedy kamizelka startowa przypomina Ci, kto jest kluczowym sponsorem zawodów.
Przyszedł czas na sprawy techniczne. Tego dnia miałem ze sobą Sigmę Sport 500 mm f/4 DG OS HSM. Ten obiektyw prezentuje się znakomicie. Ale to nie jest aż takie ważne. Jedyne co się liczy to szybkość i celność AF oraz ostrość w zamierzonym punkcie. I tutaj gdy zawodnik gwałtownie pojawia się w kadrze, to współdziałanie algorytmów body z szybkością i precyzją szkła odgrywają kluczową rolę. Cenię swobodę kadrowania i przewagę jaką daje matryca o dużej rozdzielczości. Właśnie dlatego często rezygnowałem z Nikona D5 na rzecz D850. Aparat wyposażony w grip i dużą baterie EN-EL18 pozwalał mi na wykonanie 9 klatek na sekundę. Użycie tej baterii w gripie MB-D18 zadziwiająco zmienia charakterystykę AF tego body. Wierzcie mi, coś o tym wiem. Te trzy dodatkowe klatki D5, cóż… czasami mogą pomóc, ale w większości sytuacji przewaga, jaką daje znacznie większą rozdzielczość matrycy, to wielki plus body D850. Zwłaszcza gdy podążanie za celem pędzącym ponad 100 km/h nie zawsze jest takie oczywiste.
Z pracy zestawu byłem w tym dniu bardzo zadowolony. Tym bardziej, że pogoda nie dawała za wygraną. Osłona przeciwdeszczowa była nieodzowna, a sprzęt i tak wciąż był mokry. Sigma w tym układzie niczym nie ustępowała swojemu znacznie droższemu konkurentowi, którego używałem zazwyczaj. Ale dopiero następnego dnia przekonałem się, co znaczy praca w warunkach ekstremalnych. Dziś jeden z amerykańskich zawodników dał nam sporą dawkę adrenaliny. Tuż obok nas po skoku stracił równowagę i wylądował w ochronnych siatkach. Odnieśliśmy wrażenie, że nie stało się nic poważnego. Jednym z ostatnich ujęć jakie w tym dniu wykonałem było zdjęcie 42-giego na liście startowej francuza Blaise Gizendanera. Zazwyczaj zawodowcy już dawno w tym momencie są na mecie zawodów i czekają na dekorację zwycięzców. Ja zostałem nieco dłużej i tym razem znów się nie pomyliłem. Francuz niespodziewanie zajął trzecie miejsce na trasie Streif, a ja jako jedyny utrwaliłem unikalny kadr.
Sobota zapowiadała się nieciekawie. Gdy rano wychodziłem z hotelu czekało mnie odkopywanie auta. Aż 40-centymetrowa warstwa śniegu na dachu, nie wróżyła nic dobrego. I tak było. Na wzgórzach Ganslern, gdzie miał odbywać się slalom, sypało intensywnie. W tak ciężkich warunkach dawno z aparatem nie pracowałem. A przy tak dużych opadach śniegu chyba nigdy. Zaplanowany na godzinę 9:55 start nieco się przeciągnął. Pierwszy przejazd postanowiłem spędzić nieco wyżej. Podczas slalomu zarówno kibice jak i fotoreporterzy mają zdecydowanie bliższy kontakt z zawodnikami, niż ma to miejsce podczas zjazdu. W tym roku skorzystałem z możliwości jakie dała mi akredytacja i postanowiłem być jeszcze bliżej.
Podczas drugiego przejazdu stałem wewnątrz toru - dosłownie kilka metrów od kończących przejazd zawodników. Nie zawsze jest to możliwe, nawet z akredytacją. W tę pamiętną sobotę, gdy po raz pierwszy w historii zwycięstwo w cyklu pucharu świata odniósł Brytyjczyk Dave Riding, ja po raz pierwszy w życiu odczułem niesamowite wrażenie bycia częścią tego wielkiego widowiska. A był to dopiero przedsmak tego, co miało nastąpić dzień później. I to dzięki tej mojej czapce? No chyba jednak nie tylko.
W przerwie między przejazdami czekała mnie ciekawa rozmowa z operatorem TV ORF, a później wspaniały triumf na mecie drugiego przejazdu niemłodego już Brytyjczyka. No i chyba duża sensacja. A sam Riding tuż po dotarciu do mety przeczuwał, że wygra tego dnia, bo jego radość była ogromna. Jednak nie tak wielka, jak drugiego na mecie Lucasa Bratheena. Zawody wspaniałe i emocjonujące.
Ostatni dzień tutaj w Kitzbuhel spędziłem na trasie ostatniego przed Igrzyskami Olimpijskimi zjazdu. Organizatorzy obserwując nadchodzące prognozy pogody postanowili maksymalnie opóźnić start zawodów. Jeszcze około 10 rano gęsta mgła spowijała całą okolicę. Ale po trzynastej, nad Streif, na chwilę nawet pojawiło się piękne niebieskie niebo. Gdy na godzinę przed startem znalazłem się na przeciw bramki otwierającej drogę do ostatniego odcinka trasy, wszystko wskazywało, że zawody odbędą się zgodnie z planem. To co mnie bardzo ucieszyło, to fakt, że moja wyprawa i dotarcie tutaj to był znów strzał w dziesiątkę. Spotkanie z szefem trasy Mario Mittermayerem okazało się bardzo miłe, a moja dziennikarska plakietka wraz z czarodziejską pomarańczowo-niebieską czapką zadziałały. Skorzystałem z okazji i zaproszenia szefa Streif. Sprawdzenie raków i chwilę później znalazłem się wewnątrz toru. Obok mnie cała ekipa ratunkowa, lekarz, i kilka osób z obsługi.
To miejsce tak do końca nie było bezpieczne, bo tuż obok nas zaczynał się słynny trawers, ale jako fotograf wiedziałem, że nie mogłem sobie lepszego wymarzyć. A co najważniejsze, z aparatem byłem tu sam. I dopiero dziś przekonałem się, co tak naprawdę potrafi mój sprzęt. Sigma 500 mm podczepiona pod body Nikona zadziałała znakomicie. Seria pięknych ujęć Marco Odermatta, Mathiasa Mayera czy Beata Feuza, to jedne z najlepszych sportowych ujęć, jakie udało mi się zrobić. Karkołomny popis Kilde wprawił w osłupienie wszystkich stojących tutaj. Mi dał szansę wykonania wspaniałej serii zdjęć, która wzbudziła zainteresowanie samego Mittermayera, który co chwilę zerkał na efekty mojej pracy. A on już tyle widział. Szacunek dla sprzętu, Sigmy 500 mm no i oczywiście body Nikona, a o fotografie przez skromność nie wspomnę. Ten dzień, to dzień szwajcarski. Beat Feuz po raz trzeci triumfował na Streif. Tuż za nim na podium znalazł się Marco Odermatt. Trzeci na mecie Hemetsberger okazał się jedynym Austriakiem na podium tegorocznych zawodów. Po dekoracji seria wywiadów, a później krótka szwajcarska feta. A ja zamiast robić zdjęcia, zrobiłem filmik. Hmm... telefonem.
O autorze
Mariusz Stychno (http://ulmarsportphoto.com) Fotografią zawodowo zajmuje się od 2008. Obecnie właściciel Ulmar-Studio w Nysie (fotografia ślubna i okolicznościowa) oraz (UlmarSportPhoto - fotografia sportowa). W Polsce autor zdjęć i artykułów w czasopismach NTN Snow and More.
Wygląda na to, że korzystasz z oprogramowania blokującego wyświetlanie reklam.
Optyczne.pl jest serwisem utrzymującym się dzięki wyświetlaniu reklam. Przychody z reklam pozwalają nam na pokrycie kosztów związanych z utrzymaniem serwerów, opłaceniem osób pracujących w redakcji, a także na zakup sprzętu komputerowego i wyposażenie studio, w którym prowadzimy testy.
Będziemy wdzięczni, jeśli dodasz stronę Optyczne.pl do wyjątków w filtrze blokującym reklamy.