Sigma A 17-40 mm f/1.8 DC - test obiektywu
6. Dystorsja i pole widzenia
Pole widzenia
Obiektyw rektalinearny o zakresie ogniskowych 17-40 mm, na matrycy APS-C/DX (o mnożniku 1.5x), powinien dawać kąty widzenia zmieniające się od 79.75 do 39.09 stopnia, natomiast producent podaje w swojej specyfikacji praktycznie identyczny przedział od 79.7 do 39.1 stopnia. Zdecydowaliśmy się jednak sprawdzić, ile owo pole wynosi w rzeczywistości. W tym celu wykonaliśmy zdjęcia gwiaździstego nieba, fotografując je używając nieskorygowanych oraz skorygowanych na zniekształcenia plików JPEG. Następnie dokonaliśmy transformacji układu pikseli (X,Y) do układu równikowego (rektascencja i deklinacja) opisującego położenia gwiazd na niebie. Dzięki temu mogliśmy bardzo dokładnie wyznaczyć pole widzenia obiektywu, i to tak jak należy, czyli dla promieni padających z nieskończoności.
Dla ogniskowej 17 mm i nieskorygowanego JPEG-a transformacja została oparta o położenia 123 gwiazd równomiernie rozłożonych na całym obrazku. Średni błąd dopasowania siatki współrzędnych wyniósł tylko 15 sekund łuku. Uzyskany przez nas wynik to 83.12 stopnia z błędem na poziomie 0.05 stopnia. Uzyskany rezultat jest więc o aż 3.4 stopnia większy od wartości podanej w specyfikacjach. Widać więc, że producent pozostawił tutaj zapas na skorygowanie dystorsji - i dobrze, bo, jak przekonamy się za chwilę, będzie nam on potrzebny. Warto jeszcze nadmienić, że taka wartość pola widzenia odpowiada idealnie skorygowanej na dystorsję ogniskowej 16 mm.
W przypadku skorygowanych JPEG-ów transformacja została oparta o rozkład 111 gwiazd. Tym razem błąd dopasowania siatki był większy i sięgał 59 sekund łuku. Uzyskany przez nas wynik to 78.98 stopnia z błędem na poziomie 0.08 stopnia. Tutaj też pole jest odrobinę większe, niż podaje specyfikacja, ale tym razem zapas jest marginalny.
Dla ogniskowej 40 mm i nieskorygowanych JPEGów użyliśmy położeń 81 gwiazd, a średni błąd dopasowania siatki zmniejszył się do tylko 8 sekund łuku. Zmierzony przez nas kąt widzenia wyniósł 38.24 stopnia z błędem, który nie przekracza 0.03 stopnia. Tutaj więc pole jest troszkę mniejsze niż podane w specyfikacji (odpowiada prawie dokładnie rektalinearnej ogniskowej 41 mm) i zmniejszy się dodatkowo, gdy skorygujemy dystorsję. Tyle że w tym przypadku zmniejszanie się pola widzenia nie jest niczym dotkliwym, bo daje nam taki efekt, jaki uzyskalibyśmy używając obiektywu o ciut większym zakresie ogniskowych.
Dystorsja
Pamiętam, że gdy Sigma wprowadzała rozróżnienie linii swoich obiektywów na serie A, S i C, zaznaczano, iż dwie pierwsze będą składały się z obiektywów najlepszych optycznie i bezkompromisowych, natomiast owe kompromisy, w celu zapewnienia świetnego stosunku jakości, wagi i rozmiarów do ceny, mogą nie ominąć serii C.
Szybko okazało się, że Sigma nie wytrwała długo w tych postanowieniach i nawet w najwyższej serii Art optycy muszą chodzić czasami na skróty. Z dokładnie taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Sigmy A 17-40 mm f/1.8 DC, bo wygląda na to, że zadanie korygowania dystorsji delegowano tutaj na oprogramowanie aparatu.
Gdy pracujemy na plikach RAW lub nieskorygowanych JPEG-ach, na ogniskowej 17 mm, musimy liczyć się z wystąpieniem bardzo dużej dystorsji beczkowej o wartości -5.82%. Na szczęście nie widać tutaj wyraźniejszych śladów zniekształceń falistych, więc korygowanie tej dystorsji powinno być proste.
Na ogniskowej 22 mm wciąż mamy do czynienia z "beczką", ale już o znacznie niższym poziomie -1.21%. Następnie dystorsja zmienia znak i na ogniskowej 28 mm widzimy już lekką "poduszkę", której wartość wyznaczyliśmy na +1.52%. Niestety, wraz z dalszym wzrostem ogniskowej, zniekształcenia bardzo szybko rosną, przez co na 35 mm mamy poziom +2.79%, natomiast na 40 mm aż +3.03%.
Widać więc wyraźnie, że konstruktorzy Sigmy nie starali się korygować dystorsji na żadnym krańcu ogniskowych. Szkoda...
To bardzo duży kontrast w stosunku do tego, co widzieliśmy w lustrzankowym modelu Sigma A 18-35 mm f/1.8 DC HSM, w którym dystorsja zmieniała się od -2.46% do +1.10. Oczywiście tam mieliśmy do czynienia z mniejszym zakresem ogniskowych, ale nie jest to zbyt mocny argument, bo łatwo można podać inne przykłady. Ot choćby Tamron 17-70 mm f/2.8 Di III-A VC RXD. Tutaj mamy znacznie większy zakres ogniskowych, a więc problem korygowania dystorsji też jest większy. Tamron potrafił jednak trzymać ją w przedziale od -3.33% do +2.71%. Oba te wyniki są zauważalnie mniejsze od tego, co na swoich krańcach pokazywała testowana tutaj Sigma. Czyli jak się próbuje, to można. Sigma najwidoczniej nie chciała.
Sony A7R IIIa, APS-C, JPEG, 17 mm | |||
![]() |
|||
Sony A7R IIIa, APS-C, JPEG, 22 mm | |||
![]() |
|||
Sony A7R IIIa, APS-C, JPEG, 28 mm | |||
![]() |
|||
Sony A7R IIIa, APS-C, JPEG, 35 mm | |||
![]() |
|||
Sony A7R IIIa, APS-C, JPEG, 40 mm | |||
![]() |
Trzeba jednak pamiętać, że na szerokim kącie zapewniono nam solidny zapas pola widzenia. Miało to na celu umożliwienie skorygowania dystorsji i przycięcie obrazu do docelowego rozmiaru, w przypadku którego ostateczne pole jest już bardzo bliskie temu, które podano w specyfikacji. Jednocześnie, poniższe zdjęcie wyraźnie pokazuje, że na skorygowanym JPEG-u i ogniskowej 17 mm, dystorsja jest już śladowa, bo wynosi tylko +0.18%.
Sony A7R IIIa, APS-C, JPEG SKORYGOWANY, 17 mm | |||
![]() |
Można więc powiedzieć, że Sigma daje nam tutaj możliwość stosowania dwóch podejść. Możemy pogodzić się, ze sporą dystorsją i większym winietowaniem, a przez to cieszyć się obiektywem o efektywnym zakresie ogniskowych 16-41 mm. Można jednak włączyć korygowanie dystorsji w korpusie aparatu, a dzięki temu mieć zdjęcia o praktycznie zerowych zniekształceniach i mniejszym winietowaniu, ale jednocześnie liczyć się z tym, że efektywny zakres ogniskowych zmieni się na 17-43 mm.
Jednocześnie ten drugi wariant niesie ze sobą wadę w postaci przycinania obrazu po skorygowaniu dystorsji i traceniu istotnej części pierwotnej rozdzielczości używanego detektora. Jakby tego było mało, wynikowy, przycięty kadr jest skalowany do oryginalnego rozmiaru, a to generuje puste piksele.